Dawno mnie tu nie było… A to dlatego, że zamieszanie, związane z procesem wydawniczym naszych ze Spartkiem opowieści, wielotygodniowe prace redakcyjne i korektorskie na długo wybiły mi pióro z ręki… Zaniechałam pisania, zajęłam się promowaniem książki i w całości poświęciłam się mojemu głównemu bohaterowi…
A więc – już od paru miesięcy bywam w stajni każdego dnia. Wyjątki od tej reguły można by zliczyć na palcach jednej ręki. Przyjeżdżam zawsze po godzinie 16, a wtedy całe stado gromadzi się w pobliży ujeżdżalni, co znacznie ułatwia mi sprowadzenie Spartka do naszych codziennych, choć niezbyt wyczerpujących, treningów. Właściwie to Spartek na mnie czeka tuż przy bramce. Jeśli zdarzyło się czasem, że stado akurat przebywało gdzieś daleko, w najodleglejszej części pastwiska, wystarczyło, że poczekałam kilkanaście minut, i zgodnie z rozkładem dziennych migracji, za chwilę już widziałam uradowany pyszczek Spartana w pobliżu bramki. Cud-miód- malina…
Dziś jednak było inaczej. A na dodatek zupełnie nie miałam czasu na to, by czekać, aż całe stado przemieści się w pobliże placu do jazdy. Cóż, to był sprawdzian naszych ze Spartkiem relacji. Co prawda, parę końskich staruszków kręciło się przy kupkach siania, rozrzuconych tuż przy ujeżdżalni, ale ten fakt dla Spartka się nie liczy.
Większość stada pasła się hen daaaaleko, prawie pod samą asfaltówką. A tam gdzie większość, tam Spartek odnajduje się najlepiej. Spartan bowiem jest demokratą!
Po przeczytaniu książki Karstena Brensinga “Misterium życia zwierząt”, w której autor opisuje badania nad procesem podejmowania decyzji w stadzie pawianów i dochodzi do wniosku, że odbywa się to na zasadach demokratycznych, zaczęłam się zastanawiać, czy w społeczności koni również nie rządzą podobne reguły. Opowiem nieco bardziej szczegółowo. Powiedzmy, coś się dzieje… Niech będzie, że na drodze tuż przy pastwisku pojawia się ogromny, wydający przedziwne dźwięki, samochód odbierający śmieci segregowane – mówiąc prościej, jedzie śmieciara… W środku ogromnego kontenera słychać dźwięk tłuczonego szkła, co więcej, za chwilę to coś zatrzymuje się pomiędzy stajnią a pastwiskiem i zaczyna “piszczeć”, a kolorowe worki lecą do środka maszyny, co powoduje jeszcze większy hałas. Konie reagują różnie – niektóre podbiegają jak najbliżej, nadstawiają uszu i na zmianę wyciągają i opuszczają szyje, by przyjrzeć się potworowi, by za chwilę rzucić się do ucieczki. Inne trzymają się z daleka – zamierają w bezruchu i obserwują sytuację. Jest też garstka niezdecydowanych, co naprzemiennie rzuca się do ucieczki, lecz za parę metrów się zatrzymuje, odwraca się i czeka, co dalej… Mam nieodparte wrażenie, że o dalszym zachowaniu stada zadecyduje tzw. większość. Jeśli większa liczba osobników stwierdzi, że sytuacja jest naprawdę groźna i rzuci się do ucieczki, całe stado do nich dołączy. I nawet jeśli stojąca na czele stada starsza, doświadczona klacz będzie się trzymała z daleka, zachowując względny spokój, to jeśli liczna banda młodziaków popędzi jak najdalej od “stracha”, po chwili dołączy do nich reszta stada. Jak przedstawia w swojej książce Brensing, dokładnie w ten sposób podejmują decyzję pawiany. I, jak się okazało po moich kilku obserwacjach naszego Olszewnickiego stada, również konie! A już na pewno wiem, że w ten właśnie sposób decyzje podejmuje Spartan.
Nie raz miałam wątpliwą przyjemność obserwować zmianę jego nastawienia do naszej współpracy, gdy będąc z nim na ujeżdżalni widziałam, jak konie na pastwisku stopniowo przemieszczają się w jego dalsze zakątki. My ze Spartkiem w tym czasie ćwiczyliśmy, powiedzmy, z ziemi na linie. Najpierw oddalały się pierwsze osobniki, co nie robiło na moim koniu żadnego wrażenia. Po paru minutach w stronę odległej asfaltówki podreptała kolejna grupka koni. Uważnie śledziłam, w którym momencie mojemu koniowi puszczą nerwy. Im więcej koni się oddalało, tym stawał się bardziej niespokojny, a gdy większość sobie poszła, Spartan się wyrywał i z dzikim rżeniem zaczynał ganiać wzdłuż płotu ujeżdżalni, rozwalając po drodze przeszkody i próbując przedostać się przez pastucha lub nawet staranować metalową bramkę, również podłączoną pod prąd. Wszelkie próby przerwania tej szalonej galopady w zasadzie są daremne, mam bowiem wrażenie, że Spartan w takich chwilach rzeczywiście uważa, że przedostanie się do stada jest dla niego kwestią “być albo nie być”.
W jego mniemaniu naprawdę walczy w takiej chliwi o życie! A decydującym momentem, odpalającym w jego mózgu “tryb alarmowy”, jest tzw. punkt przełamania, gdy liczba koni, które są daleko, zaczyna przekraczać liczbę tych, będących w pobliżu. I nieważne, że nieco dalej na ujeżdżalni pracują w pełnym skupienia Kasia i Asiek. Czymże jest obecność jednego kolegi wobec oddalania się większości?
W takich chwilach przestaje być ważne, że w zasadzie Spartan nie przynależy do żadnej stadnej koalicji, a jeszcze do niedawna nie miał w stadzie żadnych końskich kolegów.
Stronił od wszelkiego rodzaju układów i roszad partyjnych. Właściwie od razu po wejściu do końskiej społeczności wybrał sobie za kumpla “(p)osła niezrzeszonego” Czesława i mimo jego dość autorytatywnych i częstokroć niesprawiedliwych rządów i zagrań, lojalnie towarzyszy mu niezależnie od okoliczności. Gdy Czesław przegina i za swoje rozróby grozi mu kopniak od znacznie większych i czasem doprowadzonych do granic wytrzymałości psychicznej kolegów ze stada, Spartan gna mu na pomoc co sił w nogach. Gdziekolwiek jest, rzuca wszystko i pędzi w sam środek zamieszania. Wynikiem Spartkowego poświęcenia czasem są kontuzje, o śladach pogryzień i kopniaków już nie wspominam. To się nazywa lojalność.
A opowiadam o tym dlatego, że dziś demokrata-Spartan po raz pierwszy w życiu dokonał słusznego wyboru! Po-pierwsze, bez większego sprzeciwu dał się sprowadzić z dalszej części pastwiska, gdzie pasła się większość koni. Ale to jeszcze nic! Powiedzmy, że w pobliżu ujeżdżalni przebywało paru staruszków i to zadecydowało o naszym pierwszym sukcesie. Rzeczą zupełnie dla nas niezwykłą stała się sytuacja następująca. Póki czyściłam Spartana tuż przy płocie ujeżdżalni, kątem oka zobaczyłam, że reszta koni, pasących się niedaleko nas, zaczyna dreptać w kierunku stada. Oczywiście, Spartan też to zauważył. I mimo że do czyszczenia kopyt ustawiłam go tyłem do pastwiska, rzeczą oczywistą jest, że koń doskonale widział, co się dzieje za nami. A zostaliśmy ze Spartkiem sam na sam. I wtedy usłyszałam jego niegłośne żałosne rżenie… Nie pełny gniewu i oburzenia, zapowiadający rychłe wyrwanie okrzyk dzikiego ogra, jaki nie raz już słyszałam, tylko przysłowiowy krzyk wołającego na pustyni. W tym odgłosie usłyszałam wyraźne: “Zginiemy, pańcia, jak nic zginiemy…” Zignorowałam Spartkowe żale i dalej czyściłam kopyta, choć byłam czujna. Za chwilę go osiodłałam i wsiadłam, by zacząć stępować od pachołka do pachołka, starając się zająć umysł Spartana konkretnym zadaniem do wykonania. Nic a nic nie zakłóciło dziś pięknej harmonijnej współpracy między nami. A konie, będące na początku naszego treningu, heeen daleko, po chwili zaczęły nadciągać z powrotem w pobliże ujeżdżalni, co – nie powiem – trochę mnie ucieszyło. A jednak Spartan zdołał opanować swoje emocje bez pomocy koni! Czyli – dokonał wyboru i wybrał pozostanie przy mnie i skupienie się na tym, co mu mam dziś do przekazania.
A zatem – życzę, byście również dokonali słusznego wyboru – już pojutrze. Ja nie głosuję, bo nie mogę, ale – powiedzmy, że Spartek dziś zagłosował za nas oboje 🙂
A jeśli jeszcze nie masz naszej książki, a chcesz poznać więcej Spartkowych historii, zapraszam tutaj Spartańskie Wychowanie, czyli Dlaczego Pat Parelli ma wąsy
Wykorzystujemy pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Więcej informacji w Polityce Prywatności
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.
Najnowsze komentarze