„WYMIESZANE UCZUCIA”, CZYLI O HUCULSKICH MEDYTACJACH W TRUDNYCH SYTUACJACH…

Kto pędził do stajni, niczym wariat, by czym prędzej zobaczyć swojego konia po dziesięciodniowej rozłące? Kto po drodze wyobrażał sobie piękne, wzruszające sceny powitania, z końskim rżeniem w tle? Kto uśmiechał się na samą myśl, że koń, jak tylko cię zobaczy, natychmiast zacznie dreptać w twoją stronę, by nadstawić łeb do głaskania, wtulić się i opowiedzieć o wszystkim, co zdarzyło się w stajni podczas twojej nieobecności? Rzecz jasna, są to pytania retoryczne… Wiadomo, że mowa o mnie… A jaka była rzeczywistość?

Otóż, od kilku dni konie stały na nowym, obfitującym w trawę padoku. Wspaniale. Cieszyłam się, że podczas mojej nieobecności Spartek ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Kasia od Asiulka przesyłała mi regularnie zdjęcia i filmiki, na których podziwiałam mojego rumaka, gdy chrapał o świcie w boksie, gdy wcinał świeżą trawę czy bawił się z kumplami. Jednym słowem, byłam na bieżąco, za co Kasi ogromnie dziękuję. Zatem jak tylko wróciłam do Warszawy, następnego dnia cała w skowronkach pognałam do stajni. Wjeżdżając na drogę, ciągnącą się wzdłuż nowego padoku, od razu wypatrzyłam Spartka w towarzystwie Czesia i Zahiry. Doszły mnie bowiem plotki, że Zahira wpadła Spartkowi i Aśkowi w oko, więc pod moją nieobecność nasza banda nieco się powiększyła. Zatrzymałam się na wysokości naszych rumaków, uchyliłam okno w samochodzie i zawołałam Spartana. Uniósł łeb znad trawy, spojrzał na mnie i wrócił do swoich zajęć. Nic. Nie zrobił nawet pół kroku w moją stronę. Za to Czesław natychmiast przybiegł do ogrodzenia. Powitałam do serdecznie i powiedziałam, że zaraz do nich przyjdę, co też zrobiłam po paru minutach. No cóż… Ponieważ całe stado pasło się pod samą asfaltówką, czyli jakieś pięćset metrów od wejścia na padok, Spartek miał mnóstwo czasu, by jednak zauważyć, że idę w jego stronę. Ten typ ma jednak nerwy ze stali, a serce z kamienia, więc do ostatniej chwili udawał, że mnie nie widzi. Ani razu nawet nie spojrzał w moją stronę, obsesyjnie zrywając kolejne kępki trawy. 61119332_663886510722115_1053403019254693888_nCzesiu zaś, moje kudłate słoneczko, niemalże biegiem ruszył do mnie od razu, jak tylko ujrzał mnie  na horyzoncie. Przyleciał cały rozanielony i – jak nie on – wtulił we mnie swój łeb i nadstawił się do głaskania. Zazwyczaj nie lubi zbytniego spoufalania się i tych wszystkich dziewczyńskich przytulasków. Tym razem widać było, że naprawdę się cieszy z mojej obecności i pokazuje to na wszelkie znane mu sposoby. No cóż, musiałam zadowolić się Cześkowym powitaniem. Spartek, choć w ostatnim momencie, gdy byłam już jakieś dwadzieścia metrów od niego, łaskawie ruszył w moją stronę, jednak żadnych dobrze mi znanych powitalnych odgłosów nie było. Żadnego powitalnego chrumkania – zero emocji. Nie chcę twierdzić, że był na mnie obrażony, ale ewidentnie coś było nie tak. I co się dziwić? Dziesięć dni? Gdy przedtem widywaliśmy się prawie codziennie? No cóż, najwyraźniej przegięłam… I miałam za swoje.

Założyłam Spartkowi kantar, zapięłam długą linę i ruszyłam w kierunku wyjścia z padoku. Przed nami – kilkaset metrów do pokonania, by przekroczyć bramkę, zrobić nawrotkę i pójść kolejne kilkaset w przeciwnym kierunku na koniec ujeżdżalni. Jak dobrze wiecie, wiosna, trawa i stado na końcu łąki – to nie są sprzyjające dla nas okoliczności. O tym, jak sprowadzam Spartka w takie właśnie dni, jak ten wczorajszy, napisałam całą książkę, więc nie będę się powtarzać. Byłam przygotowana na każdy możliwy scenariusz. A więc i tym razem los nie był dla mnie szczególnie łaskawy. Spartek ruszył za mną i nawet zrobił kilka kroków w kierunku wyjścia, lecz po chwili zatrzymał się, spojrzał na Zahirę, która pozostała z resztą stada za nami, i zamarł. Na szczęście, nie jestem już sama na polu bitwy. Mam mojego druha Czesława, który wtulał się we mnie i co chwilę unosił swoją piękną główkę, by spojrzeć mi w oczy, jakby próbując wytłumaczyć zachowanie Spartka w sposób najmniej dla mnie bolesny: „Wiesz, on naprawdę czekał. Widziałem… I na pewno też bardzo tęsknił… Nie chciał się ze mną bawić. A w nocy słyszałem, jak cichutko chlipie pod oknem w boksie… A raz nawet prosił Aśka o chusteczkę, by otrzeć łzy, spływające do żłobu z musli”. Rzecz jasna, Czesiu konfabulował. Ale było miło. W podziękowaniu drapałam go po plecach, czochrałam jego piękną oślą czuprynę i mówiłam, że tylko on mnie rozumie. Gdy się za bardzo z Czesiem rozczuliliśmy, Spartek zrobił jeszcze kilka kroków i stanął tuż przy mnie, że niby jego też chyba wypadałoby podrapać. Ewidentnie poczuł zazdrość. Pochwaliłam, że przyszedł i poprosiłam o ruszenie. Nic. I jeszcze raz. Nic. Machnęłam bacikiem raz, drugi, trzeci, czwarty. Zrobił pół kroku i stanął jak wryty. Przymknął oczy i wpadł w dziwny półsen, który zaobserwowałam u niego w sytuacjach, gdy znajduje się w kłopotliwej sytuacji. Gdy zdrowy rozsądek nakazuje postąpić w określony sposób, lecz huculska duma mu na to nie pozwala. Bo wyszłoby, że uległ. A on nie zamierza. Widziałam to już kilka razy i kiedyś myślałam, że mój koń po-prostu przysypia. Teraz jednak widzę, że to nie jest sen. Półprzymknięte powieki, obwisła dolna warga – owszem. Ale cała jego postawa absolutnie nie jest rozluźniona, a pod powiekami widać szybki ruch gałek ocznych. Ten stan może trwać nawet do dziesięciu minut i wtedy można dowolnie wymachiwać batem, wszystko na nic. Mam wrażenie, że w trakcie tego półsnu mój koń toczy wewnętrzny dialog. I mniej więcej po dziesięciu minutach zazwyczaj robi to, o co człowiek prosi. Rzecz jasna, pod warunkiem, że koniowi nie będzie się przeszkadzało w rozmyślaniu. Bo gdybym nie wytrzymała i zaczęła w takim momencie ciągnąć czy z całej siły poganiać konia, odwróciłby się na pięcie i zniknął szybciej, niż bym zdążyła zareagować. Tak więc nauczyłam się akceptować te nasze powolne zejścia z padoku z przystankami na chwilę zadumy i medytacji, które zapowiadają szczęśliwe dla mnie zakończenie całego przedsięwzięcia.

Dlatego wczoraj się nie spieszyłam. Gdy tylko zamknął oczy i zaczął rozważać w swojej huculskiej głowie wszystkie „za i przeciw” w danej konkretnej sytuacji, po prostu czekałam i obserwowałam… A najbardziej rozczulił mnie wczoraj Czesław. Mało że tradycyjnie ruszył przed nami, by bezpiecznie i w pełnym składzie odprowadzić nas do bramki, zatrzymując się, gdy Spartek się zatrzymywał i oglądając się co chwilę na niego, to w chwilach, gdy Spartek nagle hamował, Czesiu chwytał zębami linę i próbował ciągnąć Spartka do przodu. Kilkakrotnie pomagał mi, jak mógł, dokładając swojej mocy do prowadzenia naszego uparciucha. Uśmiałam się jak nigdy. Najpiękniejsze było to, że Czesiu dokładnie wiedział, co ma robić i pomagał mi w najlepszy możliwy sposób. W końcu postanowiliśmy z Cześkiem, że nie będziemy Spartkowi przeszkadzać w podjęciu decyzji – niech se pomyśli, a my postoimy, pogadamy. I tak Czesiu i ja czekaliśmy na naszego filozofa. Gdy Spartek się ocknął po dziesięciu minutach, Czesiu spojrzał na mnie, na niego i podreptał w kierunku wyjścia. Nie musiałam już długo prosić Spartana o ruch. Tym razem poszedł bez żadnych dyskusji i dotarliśmy wszędzie, gdzie sobie życzyłam. Rzecz jasna, Czesiu, gdy upewnił się, że skutecznie opuściliśmy padok, poczekał na zasłużony kawałek jabłka i poszedł z powrotem do stada.

DSCN1188To dziwne Spartkowe niby-przysypianie, czyli jego swoista medytacja w trudnej sytuacji, zwróciły moją uwagę jakiś miesiąc temu podczas treningu z Kasią Ściborowską. Pamiętacie, jak opowiadałam Wam, że Spartek uwielbia zabawę w pachołki, czyli wędrowanie od punktu do punktu i dotykanie rożnych przedmiotów noskiem. Otóż, pokazał nam wtedy, że owszem, bardzo to lubi, ale na swoich zasadach. Gdy Kasia wytłumaczyła nam, że z tej zabawy można zrobić ćwiczenie, wprowadzają określone reguły, Spartkowi mina zrzedła.  Zabawa – to co innego. Tak więc gdy Kasia wysłała go do punktu, owszem, ruszył, stanął nad pachołkiem i zamarł. Przed dobrych dziesięć minut ani prośbą, ani groźbą nie udawało się nakłonić go do dotknięcia pachołka. Uparte huculisko dokładnie wiedziało, o co nam chodzi, tyle że nie zamierzało tego zrobić. W sytuacji patowej, stojąc z nosem tuż nad pachołkiem, Spartan niejako „przysnął”.Nie, bo nie!

Zamknął oczy i medytował, choć – jak teraz wiem – musiał to po prostu „przetrawić”. Jako że jest stuprocentowym introwertykiem, cała wewnętrzna bitwa rozgrywała się gdzieś w środku. My spokojnie czekałyśmy, wiedząc, że dalsze prośby o dokończenie zadania są na nic. Hucuł musi pomyśleć. I rzeczywiście, po „drzemce”, Spartek zwyczajnie schylił się do punktu, dotknął go, jak go o to proszono jakiś czas temu i z ulgą westchnął.

Już wtedy wydawało mi się, że nie jest to zwyczajna drzemka w środku treningu. Teraz jestem tego pewna. Czy podczas sprowadzania go z padoku, czy podczas wykonania trudniejszego dla niego zadania, gdy koń wie, o co nam chodzi, lecz nie chce tego zrobić, Spartek potrzebuje chwili spokoju na podjęcie decyzji. I zawsze, odpukać w niemalowane, ostatecznie podejmuje decyzję słuszną. Cieszy mnie ogromnie ta zmiana w moim rumaku! Jeszcze rok temu mój koń się nie zastanawiał, tylko wyrywał się i uciekał! Gdy coś było nie po jego myśli, nie było nad czym się zastanawiać. I oto schemat zachowania uległ zmianie! Co jest tego powodem? Mądrzeje? Łagodnieje? Jest bardziej leniwy? Wolę to pierwsze…

A co do jego nader powściągliwego powitania po naszej rozłące… Wczoraj wieczorem nasza koleżanka ze stajni Ania – właścicielka Zahiry – opowiedziała mi, że któregoś dnia podczas mojej nieobecności w ponury deszczowy dzień poszła na padok do koni, pasących się daleeeeko, tuż przy asfaltówce. Ubrana była w kurtkę identyczną jak moja, szarą (czytaj – turkusową, bo podobno konie widzą kolor szary jako turkusowy), w czapce z daszkiem (jaką w porach pozazimowych zawsze mam na głowie, odkąd siebie pamiętam). Szła w kierunku koni i nagle zobaczyła Spartka, żwawo maszerującego w jej stronę. Ewidentnie pomylił ją ze mną… Czyli jednak czekał… A więc należało mi się…

DSCN1185

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wykorzystujemy pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Więcej informacji w Polityce Prywatności

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close