Początek Sagi o Końskich Zmorach – to opowieść o przerażającym zajściu z udziałem Spartana w stajence pana Zbyszka – Nocne rozróby i sprawa warkoczyków
Dalsze części – Saga o Końskich Zmorach Część I: Dziadek z Marij El i jak poznałam końskie zmory oraz Saga o Końskich Zmorach Część II: Nocna Julia i radzieccy naukowcy
Długo się wzbraniałam przed napisaniem trzeciej części Sagi o Końskich Zmorach… A to tylko dlatego, że już wiedziałam, w jakim kierunku będzie zmierzała moja dalsza opowieść i mój wewnętrzny sceptyk raz po raz wytrącał mi pióro z ręki… “Nie rób tego – szeptał drzemiący we mnie racjonalista – I tak już napisałaś o kilka słów za dużo. Wiadomo, kto będzie czytał te twoje wynurzenia? Chcesz już ostatecznie uchodzić za wariatkę???”.
Sceptyk chyba ma rację, ale zaryzykuję. Parę osób dopominało się o ciąg dalszy Sagi i stwierdziłam, że ukrywanie przed Wami dalszych losów radzieckiego naukowca Burcewa byłoby wysoce niemoralne. Zasiałam bowiem ziarno ciekawości i zamilkłam… Zatem – uciszam swojego wewnętrznego sceptyka i już piszę, czego udało mi się dowiedzieć.
Tyle pracy – i psu na budę…
A więc skończyliśmy na tym, że Burcew siedzi na metalowym łóżku, rozmyślając nad wynikami swoich wielomiesięcznych poszukiwań i przerzucając sznurki, zawiązane na metalowej poręczy. Po chwili zauważył, że takie – bez ładu i składu – przerzucanie związanych od dołu sznurków skutkuje powstaniem czegoś na kształt warkocza! A niech to diabli! Może właśnie w ten sposób – zupełnie przypadkowy i bez udziału ciemnych mocy powstają końskie warkoczyki! Kilka pasemek z końskiej grzywy skleja się – śliną, kawałkiem błota czy brudnej słomy – a następnie, kiedy koń rzuca łbem i potrząsa grzywą, sklejone pasma obracają się i tworzą coś na kształt warkocza! Oczyma wyobraźni widzę, jak Burcew rzuca w kąt przemoknięty śpiwór, naprędce pakuje plecak i zostawiając pod drzwiami baraku kalosze pożyczone od gospodarzy, pędzi do najbliższej stacji kolejowej, oddalonej o kilkaset kilometrów. Wskakuje do pociągu i wraca do Moskwy. (Właściwie, to nie jestem pewna, czy akurat do stolicy, ale że wszyscy radzieccy naukowcy tam wracają, to załóżmy, że i tym razem tak było). Następnie przez kolejne dwadzieścia lat Burcew nie wraca do sprawy dziwnych warkoczyków. Rozumiem jego postanowienie – tyle miesięcy pracy i wyrzeczeń na kaukaskich przestworzach, i wszystko psu na budę… Pewnie w międzyczasie dokonuje wielu ciekawych odkryć, a że nie dotyczą one tematu mojej opowieści, pominę je milczeniem.
Grigorij Panczenko wkracza na scenę
W sierpniu 1991 roku w Rosji doszło do przewrotu politycznego, nazywanego też moskiewskim puczem lub puczem Janajewa. O swoich wspomnieniach z tamtych lat pisałam wcześniej w poście Jak się otarłam o Nevzorova. W kraju wrzało, a czołgi wkraczały na moskiewskie i petersburskie przedmieścia. W tym samym czasie młody biolog z Charkowa Grigorij Panczenko zbierał materiały do swoich badań na temat zamieszkującego góry Kaukazu Yeti, czyli ałmasty. Zawędrował w swoich poszukiwaniach do Kabardo-Bałkarii, gdzie jeden z miejscowych mieszkańców zapewniał Panczenkę, iż ałmasty co noc plecie grzywy koniom z pobliskiego sowchozu. Panczenko natychmiast udał się do wioski Kuruko, znalazł dozorcę stajni i uzyskał od niego pozwolenie na spędzenie nocy w jednym ze stajennych boksów. Zmęczony po długiej podróży, zrzucił plecak, przykrył się ciepłym kocem i nasłuchując odgłosów stajni, zaczął zapadać w sen. Pamiętał, że brama do stajni jest szczelnie zamknięta, jednak jedno z okien w boksie nie ma szyby, więc starał się nasłuchiwać przez sen, czy ktoś przypadkiem nie skrada się przez okno. Jednak zmęczenie szybko wygrało z pasją odkrywcy i Panczenko wpadł w objęcia Morfeusza. Obudził się nagle w środku nocy i od razu zauważył, że przy jednej z klaczy stoi przedziwna postać – ktoś niewysoki, zgarbiony, nagi i cały owłosiony! Ten ktoś wydawał przedziwne, świergoczące dźwięki, cmokając przy tym i co chwilę przełykając ślinę. Jednak po chwili dziwny nieznajomy wyczuł obecność człowieka i – spłoszony – dał susa i błyskawicznie znalazł się w oknie. Zeskoczył na zewnątrz i już więcej się nie pojawiał. Panczenko natychmiast sprawdził grzywę kobyły i okazało się, że pojawiły się w niej nowe, świeżo uplecione warkocze. Dla młodego naukowca z Charkowa sprawa była oczywista – tym nocnym gościem był nie kto inny, jak ałmasty, kaukaski Yeti. (Relacje Panczenki zostały przedstawione przez D.J. Bajanowa w książce wydanej po angielsku pt “Śladami Yeti w Rosji”).
A jednak Burcew się nie poddał
Tymczasem, jak się okazuje, Burcew nie całkiem odpuścił sobie wyjaśnienie tajemnicy końskich warkoczyków. Z chwilą, gdy Rosja mogła bez przeszkód kontaktować się z mieszkańcami innych części planety, do Burcewa zaczęły napływać setki listów – z historiami, przedstawiającymi równie tajemnicze zdarzenia, jak te z Kabardo-Bałkarii. W 2005 roku Amerykanka ze stanu Missouri przysłała do niego list, w którym opowiedziała, że na ranczu jej koleżanki Mary, znajdującym się – nomen omen – w miejscowości Zapletał (po rosyjsku wyraz ten oznacza właśnie zaplatanie warkoczy), ktoś plecie koniom warkoczyki. Amerykańskie koleżanki postanowiły dowiedzieć się, kto bawi się ich kosztem na nocnych bezkresnych preriach, gdzie wypasa się ich stado. Przytoczę fragment jej listu – w wolnym tłumaczeniu: “Pewnej nocy zauważyłam uciekającą od koni postać istoty dwunożnej – to był Sasquatch, czyli Bigfoot. Słyszałam jego ciężkie oddalające się kroki, a później zobaczyłam ślady – to były odciski ogromnych, przypominających ludzkie, gołych stóp. Zauważyłam, że niektóre gałęzie wokół miejsca zdarzenia są połamane na wysokości znacznie przewyższającej mój wzrost!”. No cóż, albo amerykańska farmerka jest mojego wzrostu – a wówczas nietrudno o tego typu porównanie, albo w Ameryce wszystko jest większe, to i Yeti musi być znacznie wyższy, niż ten nocny przybysz ze stepów Kabardo-Bałkarii…
Tak czy inaczej pozostałe elementy układanki z różnych zakątków globu absolutnie do siebie pasowały. Amerykańskie konie również miały po wizycie Bigfoota warkocze w grzywach, a zjawiska te spędzały sen z powiek okolicznych farmerów. Tego typu doniesienia napływały do Burcewa przez kolejnych kilka lat. Kolekcja warkoczy rosła, lecz wszelkie próby uwiecznienia wyczynów nocnych cyrulików kończyły się fiaskiem. Te zadziwiające istoty ewidentnie unikają miejsc, wyposażonych w kamery z noktowizorem. O wizycie na pastwisku Bigfoota zazwyczaj świadczą jedynie wielkie odciski gołych stóp i warkocze w końskich grzywach.
A może jednak łasica?
Do poszukiwań informacji o końskich zmorach natchnęła mnie uwaga mojej znajomej o tym, że to kuny plotą koniom warkoczyki. Niegdyś autor encyklopedii zwierząt Igor Akimuszkin również twierdził, że to właśnie te małe drapieżniki wdrapują się na końskie grzbiety w poszukiwaniu soli i zaplatają grzywy, szukając mocniej spoconych miejsc na końskich plecach. Z tym że na pewno nie robią tego kuny – zwierzęta znacznie większe od łasic, tylko przedstawiciel gatunku Mustela nivalis, czyli Łasica pospolita. Większość koniarzy w Rosji czy w Polsce uważa, że tak właśnie jest, bowiem niemalże w każdej stajni pełno jest tych małych drapieżników, polujących na zamieszkujące stajnie gryzonie. Jednakże Burcew konsultował tę sprawę z kilkoma współczesnymi biologami i wszyscy jednoznacznie zaprzeczyli takiej możliwości. Ich zdaniem, końskie warkocze nie są sprawką łasic. Zbyt podobne do siebie są te końskie fryzury – niemożliwe, by polujące na sól zwierzęta obchodziły się z końskim włosiem w ten sam sposób.
Mit o łasicach obala w swoim nagraniu rosyjska hodowczyni koni – podaję link do filmiku na YT (o samych końskich warkoczach i przyczynach ich powstawania autorka filmu opowiada w jego drugiej części, mniej więcej od szóstej minuty) 🙂 – jeśli język Puszkina nie jest Wam zupełnie obcy, zachęcam do obejrzenia! Filmik – Końskie warkoczyki i inne zabobony
Tymczasem w Olszewnicy Nowej…
Niestety, ani Burcew, ani Panczenko, ani żaden inny radziecki czy postradziecki naukowiec nie odkrył tajemnicy powstawania końskich warkoczy. Hipotezy o istnieniu Yeti nawet mogłyby do mnie przemówić – pod warunkiem, że kiedyś osobiście zobaczę jednego z ich przedstawicieli… Ale w tym roku już chyba się nie uda – Wigilię stajenną mamy już za sobą, a okazji do innych zakrapianych imprez póki co nikt nie przewiduje. Tymczasem w Olszewnicy Nowej, gdzie stoimy teraz ze Spartkiem, zaczęły nam się pojawiać warkoczyki! Pierwszy raz zauważyłam je w grzywie Spartana na jesieni. Tego dnia zabrałam go do czyszczenia na łączkę przed stajnię i zobaczyłam, że w grzywie pojawiły się w charakterystyczny sposób poprzeplatane dredy, tworzące coś na kształt warkoczy! Zawołałam koleżanki, natychmiast pożyczyły mi koński specyfik do rozczesywania grzywy, bym sobie z dredami poradziła, ale – zamiast czesać i rozplątywać – ciach! Bez chwili zastanowienia wycięłam warkocz. Dziewczyny spojrzały na mnie z nieukrywanym zdziwieniem. “To można było rozplątać! Nam się też czasem robią i dajemy radę!” Nie chodziło mi jednak o to, że się nie da. Tylko że chciałam to mieć w swojej kolekcji! Nasz pierwszy warkocz! “A co tam – jak dziwaczyć, to dziwaczyć!” – pomyślałam i czym prędzej schowałam warkocz do kieszeni. Następnie przełożyłam do kopertki i wożę go teraz ze sobą w schowku w samochodzie 🙂
Czy mamy w stajni Bigfoota? Yeti? Ałmasty? A może Sasquatcha? Łasice czy inne Końskie Zmory? (Dziewczyny od pana Zbyszka! Skąd wiedziałyście, że znów zmieniłam stajnię?). Czy jednak warkocze powstają w końskich grzywach samoistnie, tak, jak przedstawiła to pani Diana Gałunowa w filmiku?
Ciężko mi idzie w kwestiach związanych z wiarą… Potrzebuję dowodów! I jednak – logicznego wyjaśnienia. Jak dotąd – jedynym możliwym dla mnie jest samoistne powstawanie warkoczy przez sklejenie się końcówek końskich włosów…
Jeśli macie swoje historie, pomysły, kolekcje warkoczy, a może – hipotezy czy podejrzenia, podzielcie się, proszę! A może macie kamery w stajniach i łatwiej byłoby Wam podejrzeć, kto odwiedza Wasze rumaki po nocy? Bo nie uwierzę, dopóki nie zobaczę!
Wykorzystujemy pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Więcej informacji w Polityce Prywatności
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.
Najnowsze komentarze