Otwarte “okno umysłu”, czyli o tym, jak góral znów mnie przechytrzył…

No nie da się odmówić Spartkowi sprytu i inteligencji 🙂 To nie jest zwykły góral, to jednak musi być „góral z Zakopanego” (żeby nie było, że mam coś przeciwko, to tylko taki skrót myślowy dla tych, co wiedzą, o co chodzi).

A więc – jestem wciąż, nieustająco dumna z mojego konia. I powiem szczerze – mam w nosie, czy mi się czasem wyrwie. Robi to tak rozważnie i bez cienia złośliwości, a na dodatek – cholernie ostatnimi czasy inteligentnie, że nie da się na niego gniewać! A poza tym – wykazuje całkiem duży, jak na niego, entuzjazm w pracy z ziemi!

vlcsnap-2019-06-14-11h16m31s616

Od dwóch tygodni prawie codziennie serwuję Spartkowi pracę z ziemi. Tak, tak, te jego znienawidzone koła – przejścia, kłusy, galopy, zmiany kierunków. Już nie są takie znienawidzone! Po pierwsze, w te upały i w tym straszliwym zakomarzeniu nie mam sumienia gramolić się na zwierza. Jak wyobrażę sobie jego oblepione komarami brzuszysko i siebie w siodle, która nie jest w stanie sięgnąć tam ręką, by odgonić stado mutantów, to myślę sobie – „Nie! No way!” Zatem pozostaje nam praca z ziemi. Rzecz jasna, przed treningiem obficie polewam konia wszelkiego rodzaju repelentami – cokolwiek jednak bym zapodała, działa i tak średnio piętnaście minut. Tyle więc mamy czasu na rozgrzewkę w stępie i wolniejszym kłusie, a później – chcąc nie chcąc – trzeba uciekać przed owadami żwawszym chodem. Oczywiście, w podziękowaniu za pracę, w przerwach pomiędzy ćwiczeniami, Spartek dostaje nie tylko smakołyki, lecz – przede wszystkim – odganianie owadów. Poluję na nie już niemalże profesjonalnie, zabijam z zimną krwią i śmiem twierdzić, że jestem w tym coraz lepsza! Spartek docenia. Stąd tez nie mamy najmniejszych problemów ze sprowadzeniem konia z pastwiska – niezależnie od tego, czy wyszły właśnie na świeżą trawę, czy stoją przy sianie, przy asfaltówce, gdziekolwiek. Pod wieczór priorytetem dla koni jest pozbycie się, przynajmniej na godzinę-dwie, dokuczliwych komarów. I tu pojawiam się ja. Zwarta i gotowa do pomocy. Hucuł docenia i zazwyczaj z wielką chęcią schodzi na ujeżdżalnię, gdzie – choć początkowo musi trochę popracować, to później będzie miał godzinkę popasu w znośnych warunkach, gdy będę go wciąż pryskać repelentami i odganiać mutanty.

vlcsnap-2019-06-14-11h17m19s664

Wczoraj zawitałam do stajni znacznie wcześniej, niż ostatnio, stwierdziłam bowiem, że nawet upały są lepsze od tego latającego paskudztwa. Tym bardziej, że nadciągała burza, słońce się schowało za czarnymi chmurami i można było wreszcie popracować z koniem w ciągu dnia. Zaprowadziłam go na odgrodzony taśmą najdalszy zakątek ujeżdżalni, gdzie tylko polałam repelentem, wyczyściłam kopytka i zaprosiłam do pracy. Jakież było moje zdziwienie, kiedy Spartek ochoczo ruszył do pracy! Na sygnał do cofania odpowiedział kilkoma żwawymi krokami, a gdy szczęśliwa powiedziałam „Brawo, koń!”, aż zarżał z radości. Nie zachrumkał pod nosem, jak zazwyczaj, lecz wydał z siebie prawdziwy okrzyk ogromnego zadowolenia. Umiem już rozpoznawać takie odgłosy. Znam rozpaczliwy odgłos wołania stada, przeciągłe rżenie z tęsknoty za Czesławem, ale teraz coraz częściej słyszę entuzjastyczne rżenie po dobrze wykonanym ćwiczeniu. Zazwyczaj odpowiada mi tym sposobem na „Brawo, ko-oń”. A więc – wiedziałam, że będzie dobrze.

W stępie poćwiczyliśmy zmiany kierunków „przez spadającego liścia” (jeśli ktoś nie zna książki Katarzyny Ściborowskiej, przedstawiającej pracę z ziemi i opisującej, między innymi, to ćwiczenie, to z pewnością pomyśli, że zwariowałam z upałów). Zazwyczaj Spartek robi je poprawnie, acz w charakterystycznym dla niego żółwim tempie. Gdy wczoraj poprosiłam go o zmianę kierunku w ten sposób, przestawił się błyskawicznie – jak nie on, a gdy znów zachwycona powiedziałam głośno „Brawo, ko-oń!”, zarżał ponownie. Natychmiast do niego podeszłam, by nagrodzić i od razu zauważyłam przyczynę żwawego przestawienia się drugim bokiem do środka koła. Bo od tej strony na końskim cielsku właśnie rozsiadły się dwa potężne gzy. Spartek doskonale wie, że gdy tylko je zobaczę, natychmiast pospieszę mu z pomocą. Tak też się stało. Jednego zabiłam na miejscu, łupiąc w Spartkowe obłości, drugi – przerażony widokiem krwawej masakry – odleciał. Spartek był uratowany i wyraźnie zadowolony z roztropności, jaką się tym razem wyjątkowo wykazałam. Tajemnica pięknego wykonania ćwiczenia została rozwiązana.

Po chwili poprosiłam go o kłus. O dziwo, ruszył dość przyzwoicie, i od razu poszedł na duże koło, na całą długość liny. „Podoba mi się ten entuzjazm” – pomyślałam. Przy jego energooszczędności zazwyczaj stara się trzymać blisko mnie, zjeżdżając czasem do środka. A tu – wręcz przeciwnie. Pomyślałam, że jednak dwa tygodnie pracy nie poszły na marne!

Czy muszę pisać, że – jak zawsze – się pomyliłam? Że i tym razem sprytny góral mnie przechytrzył?

Tym razem bowiem wyjątkowo zabrałam go do pracy na odgrodzoną taśmami część ujeżdżalni. Weszliśmy przez bramkę, którą za sobą zamknęłam. Jednak w przeciwległym narożniku, tuż przy lesie pozostawało jedno wąskie przejście, którym można było się dostać na drugą stronę placu. No cóż… To wielkie, wspaniałe koło w kłusie, które zaproponował mi Spartek, było tylko po to, by ocenić szczelność ogrodzenia. Zauważyłam, że koń przez ułamek sekundy spojrzał w stronę lasu, w kierunku otwartego przejścia. Odnotowałam to, ale dopiero w świetle następujących po tym wydarzeń, doceniłam Spartkowy zamysł. Na drugie koło w kłusie koń ruszył z jeszcze większą energią, a gdy wyszedł na prostą do „furtki”, błyskawicznie wyciągnął mi linę z ręki i przeszedł do galopu. Jak to często bywa, nie zdążyłam zareagować. Umiem już na tyle szybko przebierać nóżkami, wisząc na końcu liny, że pół długości ujeżdżalni pokonaliśmy razem. Gdy wkroczyliśmy na głęboki piasek, odpadłam. Spartek przebiegł jeszcze kilka metrów i się zatrzymał. Nie odwrócił się do mnie, lecz po nastawionych do tyłu uszach wiedziałam, że mnie obserwuje. Spokojnie podniosłam linę, zawróciłam konia i poszliśmy z powrotem. Nie protestował. Nie próbował się zatrzymać czy wyrwać. Normalnie, grzecznie poszedł ze mną do pracy. Podejrzewam nawet, że nie był to jakiś bunt. Po prostu nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z okazji. Przecież od dwóch tygodni ćwiczymy na otwartej przestrzeni, gdzie może do woli się wyrywać i uciekać, a nie robi tego. Wczoraj jednak pokusa była zbyt wielka. Musiał więc dać mi nauczkę, bym nie wymyślała jakieś grodzenia, tym bardziej, jeśli nie są do końca szczelne. A prawda była taka, że – jak mi się wydawało – przy ścianie lasu będzie nam trochę chłodniej. I tylko dlatego zabrałam konia w to miejsce. Żaden brak zaufania, żadna chęć ograniczenia przestrzeni. Zwykła troska…

Po paru minutach okazało się jednak, że do tego zacisznego zakątka pod lasem komary właśnie wpadły na lunch. I tak więc musieliśmy się przenieść tam, gdzie Spartek przed chwilą uciekł i gdzie było ich trochę mniej. A więc – hucuł jak zawsze miał rację.

Reszta treningu poszła nam śpiewająco. Niemożliwe dotychczas zagalopowania w prawo stały się nie tylko możliwe, lecz także wspaniałe, natychmiastowe i chętnie przez konia proponowane. Popracowaliśmy w pełnej zgodzie i porozumieniu, ku ogromnej radości obu stron.

Co więcej, po pracy zaprowadziłam Spartka na kąpiel, potem pod stajnię, i to wszystko – bez obecności innych koni w pobliżu. Dotychczas – prawie niemożliwe! Wczoraj – w pełnym spokoju. Wykąpałam gagatka, potem zawędrowaliśmy pod stajnię na świeżą botwinkę, którą przywiozłam koniowi na próbę i okazało się, że mu nie smakuje. Wzgardził pokarmem, co rzadko mu się zdarza. Za to starannie obwąchał wszystkie szczotki, wiszące na haczykach przy stajni, zajrzał do świńskiej zagrody, puścił oko „biżuterii” i spokojnie poszliśmy na ujeżdżalnię, by się wytarzać.

vlcsnap-2019-06-14-11h11m17s710

Taki to był dobry dzień. Czy wyrwanie się Spartka mnie w jakikolwiek sposób zdenerwowało? Zasmuciło? Wręcz przeciwnie! Jestem pod wrażeniem jego umiejętności planowania i oceny sytuacji. Prof. Maciej Trojan, którego wykładów na temat teorii umysłu u zwierząt wysłuchałam ostatnio z ogromnym zainteresowaniem, wymienia poszczególne funkcje umysłu (tzw. „okna umysłu”) – między innymi, posługiwanie się narzędziami, język, świadomość i samoświadomość, pojęcie liczby itd. Jednym z nich są tzw.„mentalne podróże w czasie”, czyli umiejętność planowania przyszłości i świadomość przeszłości. Wielokrotnie obserwowałam u Spartka zarówno jedno, jak i drugie. I teraz jestem o tyle mądrzejsza, że mogę te zjawiska nazwać w sposób naukowy. I zamiast zwykłego wyrwania mamy „okno umysłu”. Prawda, że brzmi lepiej? Zwłaszcza że w ogrodzeniu rzeczywiście przez moją opieszałość sama to okno zostawiłam… Tak… „Okno umysłu” – to mi się bardzo podoba. A nie – że koń mi się wyrywa…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wykorzystujemy pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Więcej informacji w Polityce Prywatności

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close