“No nie chcem ale muszem”, czyli parę słów o tym, jak żyć z narowistym koniem…

zdjecie-4-2016-09-11-17-08

Można by powiedzieć, że tak wygląda tzw. “prowadzenie konia z piątej strefy”, niestety, jest inaczej – tak wygląda całe moje życie…

To zdjęcie przedstawia ujęcie z filmiku, nagranego przez koleżanki ze stajni na moją prośbę. To było na początku września, pięknej słonecznej soboty, kiedy resztką sił, umęczona nadzwyczaj długo trwającym przeziębieniem, przyjechałam do Spartka. Pech chciał, że tego dnia konie stały na dalekich trawiastych łąkach, a to nie wróżyło mi nic dobrego. Po powitalnej minie Spartka mogłam śmiało prosić koleżanki o nagranie mojej próby sprowadzenia konia – byłam absolutnie pewna, że tym razem uda nam się uchwycić kamerą jego wyrwanie. I miałam rację.

Tak to właśnie wygląda… Powiem tylko, że po trzech wspólnych latach te wyrwania naprawdę wyglądają jak niewinne igraszki, ot taki tam – foch. Nie ma w nich nic a nic z wściekłości i buntu, jakie Spartek prezentował kiedyś. Parę lat temu bowiem, tuż po wyrwaniu sprzedawał jeszcze porządnego kopniaka w stronę człowieka, by ostatecznie wybić mu z głowy dalsze próby sprowadzania. Oczywiście, nie dawał się złapać na padoku, a złapany potrafił wyrywać się kilkanaście razy pod rząd… Czasem pomagało wędzidło lub prowadzenie na linie, mocno zawiniętej wokół pyska… Starałam się unikać obydwu sposobów, ale niekiedy to było jedyne rozwiązanie – na przykład podczas wizyty kowala, kiedy konia naprawdę trzeba było sprowadzić do stajni.

A więc dziś Spartek wyrywa się naprawdę  jakoś “bez przekonania”, czasem mam wrażenie, że raczej dla zasady. Zawsze daje się bez problemu zapiąć po takim wyrwaniu, ba, nieraz nawet sam podchodzi do człowieka… Nigdy nie ucieka daleko… Nie kopie w chwili ucieczki… Sama forma zachowania i emocje, temu towarzyszące, bardzo się zmieniły. Ale zachowanie pozostało, i jest to właściwie jedyna rzecz, która naprawdę wymaga naprawienia. I jednocześnie nic nie wskazuje na to, by to mi się kiedykolwiek udało…

Odkąd poznałam Spartka i jego “problem” (no może inaczej – to jest raczej mój problem… Bo on z tym żadnego problemu nie ma:) ), zastanawiam się nad istotą tego zachowania. Poznanie jego źródła też, oczywiście, byłoby ciekawe, ale pewnie nie będzie mi to dane. Wiem tylko od osób trzecich, że odkąd Spartan skończył cztery lata, bo wtedy te osoby go poznały, miał zwyczaj się wyrywać. Przez kolejne cztery lata, kiedy pracował w rekreacji po wiele godzin dziennie, niepożądane zachowanie się utrwalało, a ja, kompletnie nieświadoma istnienia tego problemu, kupiłam znarowionego ośmiolatka.

Kupując konia, o narowach wiedziałam naprawdę niewiele… No cóż, od jakiegoś czasu temat ten zaczął mnie wręcz fascynować, a zatem powiedzenie Kasi o tym, że każdy z nas dostaje nie takiego konia, jakiego chce, a takiego, jakiego potrzebuje, znajduje w moim przypadku swoje głębokie potwierdzenie. Szukam wszelkich informacji o istocie końskich narowów oraz przykładów ich wyeliminowania. Oczywiście, z wiadomych względów interesuje mnie przede wszystkim odpowiedź na pytanie – czy narów da się wyeliminować, zwalczyć. Tymczasem jednak zgłębiam problematykę narowów od strony teoretycznej (praktykę, chcąc nie chcąc, mam na co dzień), sięgając do wypowiedzi największych “końskich” autorytetów.

Najpierw przytoczę słowa Wojciecha Mickunasa, który zaczyna swój artykuł o narowach i nałogach stajennych od następującego stwierdzenia: “Konie nie rodzą się z narowami, ale stają się znarowione zazwyczaj na skutek błędów popełnianych przez ludzi. Na wstępie wyjaśnijmy sobie, jakiego konia nazywamy znarowionym. Za znarowionego zwykło się uznawać konia, który, ignorując starania człowieka, zachowuje się wbrew jego oczekiwaniom, wbrew jego poleceniom, demonstrując w ten sposób „swoje zdanie” na temat współpracy z człowiekiem. Te niewłaściwe zachowania koni, powtarzane wielokrotnie, zwykło się dzielić na występujące podczas jazdy (narowy pod siodłem) i te występujące w stajni (narowy i nałogi stajenne)”. Wynikałoby z tego, że narów jest czymś w rodzaju nieposłuszeństwa, krnąbrności konia, który za wszelką cenę chce postawić na swoim. Za źródło problemu można by wówczas uznać brak wychowania konia, a więc brak podstawowej dyscypliny, a lekarstwem na znarowionego zwierza – wprowadzenie owej dyscypliny i przysłowiowe pokazanie mu, “kto tu rządzi”. No i to jest w przypadku takiego Spartka nader problematyczne. Mimo wielokrotnych prób rozwiązania tego problemu, podejmowanych przez różnych trenerów i specjalistów, koń nie przestał się wyrywać.

A więc sięgam do kolejnych źródeł wiedzy teoretycznej, szukając odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie – tym razem do książki Roberta Millera “Sekrety końskiego umysłu”. W rozdziale poświęconym przeciwwarunkowaniu znalazłam garść niezwykle interesujących informacji o procesie powstawania narowu. Przytoczę ten akapit w całości: “Konie często wykształcają u siebie niepożądane zachowanie. To znaczy, zachowanie owe jest przez nas niepożądane. Dla konia to może być zachowanie w pełni akceptowane, a nawet satysfakcjonujące. Niechciane zachowanie często staje się reakcją warunkową, ponieważ w jego rezultacie koń otrzymuje jakiś rodzaj wzmocnienia. Może to być wzmocnienie pozytywne lub negatywne, ale jeśli w jakikolwiek sposób powoduje zwiększenie u konia poczucia wygody, zachowanie to najprawdopodobniej będzie powtarzane, aż w pewnym momencie ulegnie utrwaleniu i stanie się nawykową reakcją warunkową”.

“Trudności z prowadzeniem na uwiązie” (podoba mi się to sformułowanie) Miller zalicza do tzw. narowów stajennych, czyli takich, przy których jeździec jest na ziemi (w naszym przypadku sformułowanie “jest na ziemi”  możemy traktować w sensie jak najbardziej dosłownym – próbując utrzymać wyrywającego się Spartka wiele osób zaliczyło tzw. glebę, a nie chcąc puścić uwiązu, nawet było ciągniętych kilkanaście metrów za koniem). Wspomniana przez Millera “nawykowa reakcja warunkowa” już bardziej mi pasuje do Spartkowego zachowania, bowiem w jego przypadku wzmocnienie w postaci uwolnienia się od człowieka jest powtarzane od wielu lat, a zatem – reakcja miała aż nadmiar czasu, by się utrwalić. Poza szczegółowym opisaniem problemu, Miller na szczęście proponuje również kilka sposobów na jego rozwiązanie. Otóż, pierwszym byłoby karanie niechcianego zachowania w momencie, gdy się pojawia. Najlepiej, jak pisze autor, by koń sądził, że sam wymierza sobie karę. Na przykładzie Spartana mogę opisać to następująco: prowadzę konia z liną, niezbyt mocno zawiniętą wokół jego pyska. Kiedy koń się wyrywa, lina ściska pysk, więc poprzez swoje zachowanie koń sam decyduje o tym, czy będzie ukarany. Nie jestem zbyt biegła w stosowaniu tego rozwiązania, powiem więcej, Spartan bardzo często wybiera ból czy niewygodę, ale i tak się wyrywa (do kwestii “wyboru” jeszcze wrócę – bo to jest, moim zdaniem, pojęcie kluczowe). Innym przykładem wymierzenia sobie samemu kary jest wyrwanie Spartana, prowadzonego na kantarze sznurkowym – kiedy koń ucieka, często zdarza mu się nadepnąć na linę i wówczas ostre działanie kantara sznurkowego na pysk jest dla niego karą, którą niewątpliwie sam sobie zafundował. Inną propozycją Roberta Millera na rozwiązanie problemu z końskimi narowami jest tzw. przeciwwarunkowanie. Zastosowanie tej metody Miller przedstawił na przykładzie często występującego problemu z łapaniem konia na padoku. Wspomnę tylko, że odkąd za pomocą Kasi opanowałam tę metodę – czyli od jakichś dwóch lat – nie mamy z tym żadnego problemu. Spartan nie tylko nie ucieka przede mną na padoku, lecz najczęściej sam do mnie podchodzi. Tak że metodę naprawdę polecam, wystarczy tylko mieć odpowiednio dużo czasu, trochę wyczucia i sporo cierpliwości, a problem z łapaniem konia zniknie z Waszego życia. Inna sprawa, że w naszej sytuacji, inaczej niż w przypadku większości koni, “złapanie” Spartka bynajmniej nie gwarantuje dojście z nim nawet do bramy padoku, już o ujeżdżalni nie wspomnę 🙂

A zatem ukaranie konia w momencie wyrwania jest prawie niemożliwe do zrealizowania, a ukaranie po złapaniu nie ma najmniejszego sensu i przeczy wszelkim zasadom logiki. Na ból i niewygodę, jakie sam sobie funduje w momencie wyrwania, Spartan przez lata uodpornił się na tyle, że jest w stanie to “przetrzymać” w imię wzmocnienia w postaci wolności. Za wędzidłem też bowiem jechałam nieraz przez całe stajenne podwórze…

Chciałabym jednak powrócić do pojęcia, które wydaje mi się w całej tej opowieści pojęciem kluczowym. Napisałam wcześniej, że Spartan “bardzo często wybiera ból czy niewygodę” (cytuję samą siebie, cóż za nieoczekiwany przejaw autotematyzmu)… No i sama sobie zadaję pytanie – czy aby na pewno wybiera? Zadaję to pytanie od dawna, bo jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Parę dni temu Kasia przesłała mi fragment książki Wilhelma Blendingera “Wstęp do psychologii konia”, który zdaje się zawierać  odpowiedź. Otóż, zdaniem autora, sterowana świadomie czynność może przekształcić się w odruch, czyli nieświadomą reakcję psychiczną. “Działanie świadome może przekształcić się w odruch. Przykładowo: koń był źle traktowany i dlatego, by się bronić, nauczył się wierzgać. Stopniowo czynność ta zmieniła się w odruch. Każdorazowo, gdy zbliżał się człowiek, noga automatycznie podnosiła się i uderzała. Przyjmijmy teraz, że koń zmienił właściciela i jest traktowany dobrze. Stał się bardziej przystępny i ufny. Jednak mimo woli czasem odruch ten się przejawia. Utarte tory odruchu bowiem pozostają na długo, czasem do końca życia”.

No to mnie Pan Blendinger pocieszył… Ważne jednak jest dla mnie to, że widzę w powyższym stwierdzeniu jakieś wyjaśnienie Spartkowych zachowań i jego wyjątkową odporność na różnorakie zabiegi wychowawcze. No cóż, poszukując przez trzy ostatnie lata odpowiedzi na pytanie o przyczynę takich zachowań, dochodzimy do wniosku, że “Ten typ już tak ma” – co usłyszałam na samym na początku naszej wspólnej ze Spartkiem drogi.

Czy warto było rozkładać to wszystko na czynniki pierwsze, by dojść do tak prostego i niewymagającego głębszych wyjaśnień stwierdzenia? Otóż, warto… Po pierwsze, po drodze przeczytałam parę naprawdę ciekawych książek. Po drugie, zrozumiałam, że wygaszanie reakcji odruchowych może zająć nam kolejnych dziesięć lat, i że nie jest to wyłącznie kwestia tego, czy Spartek ma mnie w tzw. “czterech literach”, jak częstokroć słyszałam… Po czym wypowiadający te słowa “lider” próbował sprowadzić Spartka i przekonywał się, że Spratkowe “cztery litery” są mocno przeludnione… No i po trzecie, nabrałam dużego dystansu do wszystkiego, co dzieje się na płaszczyźnie “koń – jeździec”, a przy okazji też na wielu innych płaszczyznach życiowych.

Na zakończenie tego przydługiego tekstu wspomnę tylko, że tego pięknego sobotniego poranka za drugim razem udało mi się sprowadzić Spartana, po czym zabrałam go w nagrodę na trawkę, doszliśmy do wiadra z wodą, ustawionego w połowie drogi do stajni i będącego w upalny dzień bardzo pozytywnym wzmocnieniem, a następnie odprowadziłam go z powrotem na łąkę. Zrealizowałam cel, jaki postawiłam sobie tego dnia i szczęśliwa wróciłam do domu. Zapomniałam jeszcze wspomnieć o czwartej rzeczy, której się dzięki Spartkowi nauczyłam – o tym, jak ważne jest, by umieć się cieszyć z drobnych rzeczy… Bo czekając na te wielkie, możemy nie zauważyć, jak miną nam nasze piękne słoneczne dni 🙂

2 Comments on ““No nie chcem ale muszem”, czyli parę słów o tym, jak żyć z narowistym koniem…

  1. Zdanie że dostajemy takiego konia jakiego potrzebujemy a nie jakiego chcemy jest super. Sama prawda, dzięki temu ja może nauczę się bezkresnej cierpliwości a nie będę upierać się w swojej głupocie… A dzięki temu że jest wyyyyysoki to i kondycję fizyczną zadbam konkretnie żebym jeszcze przez dłuuugie lata dała radę wsiąść z przyjemnością również w wymarzonym terenie… 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wykorzystujemy pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Więcej informacji w Polityce Prywatności

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close