KONIE SĄ PŁOCHLIWE, LECZ NIGDY ZŁOŚLIWE!

Byłyśmy wczoraj świadkami bardzo nieprzyjemnego incydentu, do jakiego doszło na drodze tuż za ogrodzeniem padoków przy naszej stajni. Mężczyzna z chłopcem, obydwoje na motorach wjechali na drogę na pełnej prędkości, a gdy właścicielka stajni zwróciła im uwagę, w ramach zemsty za przymusowe zatrzymanie mężczyzna kazał dzieciakowi, by ten kilkakrotnie przejechał na maksymelnej prędkości całą drogę, z nawrotką na końcu – tam i z powtorem. Trójka naszych koni – Asiek, Spartek i Iland podjadało trawę na otwartej ujeżdżalni, reszta stada pasła się za ogrodzeniem. Gdy motory z rykiem mknęły tuż przy padoku, większość koni zaczęła nerwowo galopować. Niepokój w stadzie udzielił się i naszym rumakom. Wiedząc, że najlepszym rozwiązaniem będzie zachowanie spokoju, udało nam się nie zerwać i nie pognać natychmiast do faceta, choć parę mocnych słów cisnęło nam się na usta. Dlaczego? Why? Почему? Warum? i wreszcie – Pourquoi?

konie i motocykle

W jakim języku należy wytłumaczyć takiemu osobnikowi, że miejsce na tej naszej ogromnej planecie, a nawet w najbliższej okolicy, a nawet w tej wiosce, gdzie znajduje się stajnia, znajdzie się dla każdego – zarówno dla motorów, jak i dla koni – pod warunkiem, że będziemy traktować się z szacunkiem i brać czasem pod uwagę dobro innych żyjących istot? Jak, no powiedzcie mi proszę JAK – w ramach zemsty za zwrócenie uwagi – można narazić konie na stres, a potencjalnie – na niebezpieczeństwo? Kim trzeba być, żeby wysłać swoje dziecko z taką misją?

Tak, konie są istotami płochliwymi. Ale złośliwość zdecydowanie jest domeną wyłącznie naszego gatunku. Jeśli ktoś urodził się złośliwy, niestety – obawiam się, że nie pomogą tu żadne dyskusje i argumenty. Jak takie coś zwalczać? Czy nie wchodzić im po prostu w drogę, obawiając się o zdrowie i bezpieczeństwo tychże koni? Bo jeśli człowiek ma takie podejście do świata i do innych – kimkolwiek są, ludźmi czy końmi – to przecież w ramach kolejnej odpowiedzi może sięgnąć po jeszcze groźniejszą broń. I przy stajni o to nie trudno. Więc – jak? Siedzieć cicho i modlić się, by jak najrzadziej spotykać takie osoby?

Nie mam pomysłu. Nie wierzę, żeby ta osoba nie zauważyła, co dzieje się na padoku podczas gdy oni „odprawiali” swoje rytualne przejazdy na pełnych prędkościach! A więc – robili to celowo! Mimo że z takim osobnikiem naprawdę ciężko będzie dyskutować, to i tak spróbuję kiedyś, gdy zobaczę go na naszej drodze. Spróbuję powstrzymać emocje i po prostu człowiekowi wytłumaczyć, że lepiej będzie dla wszystkich, jeśli znajdzie sobie inną ścieżkę do szalonych przejazdów. Mimo wszystko, będę próbowała rozmawiać. Może mi się uda?

Zupełnie inną sprawą jest to, że większość osób, nie mających do czynienia z końmi, po prostu nie zna ich specyficznej natury i tego, jak należy się zachowywać w pobliżu tych zwierząt. Przy pastwisku, ujeżdżalni, na której odbywa się trening, w lesie, gdy spotykamy na swojej drodze kilka osób konno. I do tych ludzi nie mam żadnych pretensji, absolutnie! Chciałoby się jedynie, by – może przypadkiem – trafili na ten fragment, doczytali go do końca i następnym razem, gdy zobaczą konie, zachowali się tak, by nie spłoszyć tych pięknych zwierząt. Tak, konie są płochliwe! Takie duże, a takie głupie – często można usłyszeć. Nie, wcale nie są głupie! Mimo swojego potężnego wzrostu, zawsze były i wciąż są istotami roślinożernymi i uciekającymi – czyli potencjalnymi ofiarami drapieżników. Muszą być czujne zarówno na padokach, jak i w lesie, gdy idą w zastępie czy pojedynczo pod jeźdźcem. Zauważają każdy najdrobniejszy ruch i słyszą najsłabszy odgłos, jaki tylko pojawia się dookoła w promieniu do kilometra wokół nich! Każdy szelest krzaków, ruch gałęzi czy odgłos ptaków może zwiastować nagłe pojawienie się drapieżnika, a w związku z tym – są w ciągłej gotowości do ucieczki! No ale – gdyby za każdym razem nasze konie zrywały się do galopu, zabierając nasze wątłe ciała ze sobą – nie dalibyśmy rady ani spacerować po lesie z koniem prowadzonym w ręku, ani – tym bardziej – w siodle. Tymczasem to się jednak udaje! Rzecz w tym, że konie muszą zidentyfikować i ocenić źródło każdego odgłosu i każdy ruch w krzakach pod kątem zagrożenia. Jeśli rozpoznają w nim coś, co znają i czego się nie boją, bo dotychczas „to coś” nie było dla nich groźne, przyjrzą się i spokojnie miną „straszne” miejsce. Warunkiem jednak jest, by „to coś” móc zobaczyć!

Sytuację, w której mój koń zaczyna się coraz bardziej niepokoić z powodów dla mnie nieokreślonych (lecz dla niego – całkiem oczywistych) roboczo nazywam „syndromem Czerwonego Kapturka”. Dzieje się tak zazwyczaj, gdy Spartan wyczuwa w pobliżu nas w lesie czyjąś obecność, lecz nie jest w stanie zidentyfikować, kto by to mógł być. Kiedyś przeżyliśmy istny horror, gdy tuż przy stajni, ale w gęstych zaroślach skakała sobie z nóżki na nóżkę dziewczynka w czerwonej czapeczce. Spartek słyszał przedziwne odgłosy, coś migało mu między drzewami i zbliżało się nieuchronnie, lecz nie mógł pojąć, co to jest! Jego niepokój za chwilę przerodził się w panikę i tyle widziałam konia. W jego rozumieniu właśnie stoczył walkę o życie! Ja zaś odtąd uważam na dziewczynki z koszykami.. niezależnie od koloru kapturka. Bo mając w ręku koszyczek, jakby mimowolnie zaczynają podskakiwać i zachowywać się nieco „bajkowo”. Zapominając o całym bożym świecie. A że nadchodzi Wielkanoc… Jednym słowem, Wy też uważajcie! Ale to była taka dygresja…

A teraz mój apel do „leśnych spacerowiczów”! Wiem, że kochacie lasy tak samo, jak my! Być może też kochacie konie, tylko nigdy nie mieliście z nimi do czynienia. I skąd byście mogli wiedzieć, że tak duże i piękne zwierzę ma taki „feler”? Dlatego do osób, z którymi dzielimy las za stajnią, a także do tych, którzy odwiedzają stajnię, by popatrzeć na konie podczas treningu czy na padokach, kieruję te słowa.        Jeśli w piękne słoneczne popołudnie idziecie całą rodziną do lasu i tam, na drodze, już z daleka widzicie grupkę jeźdźców, którzy zmierzają w Waszym kierunku i mało tego – już z daleka zaczynają krzyczeć – czyżby do Was? – „Dzieeeeń dooooobry!”, nie chowającie się w krzaki, „by nie przestraszyć koników”! Błagam! Tylko nie w krzaki! Zwłaszcza, jeśli ciągnięcie za sobą po lesie duży zielony plastikowy samochód, który – zdawałoby się – będzie w sam raz na spacer, ale okazało się, że po głębokim piasku nijak nie da się nim jechać. I w końcu tata musi to coś dźwigać całą drogę. My to rozumiemy! Konie – nie… Dlatego – jeśli widzicie konie i jeźdźców, którzy na wszelkie sposoby próbują skłonić Was do tego, byście „przemówili” (tak, nasze konie od razu rozpoznają w Was człowieka i się uspokoją) – odpowiedzcie nam  „Dzień dobry” i zostańcie na tej drodze! Idźcie tak, jak szliście przedtem! Nie chowajcie się, nie próbujcie uciekać ani wbrew wcześniejszym planom zmieniać trasy. Po prostu odpowiedzcie na nasze „wołanie”, mińmy się spokojnie, a możemy nawet na chwilę się zatrzymać i pogadać, dając koniowi możliwość przyjrzenia się plastikowemu pojazdowi. To będzie miłe.

Może przy okazji poznacie trochę bardziej te piękne zwierzęta, a może – uratujecie życie jeźdźcowi, który dopiero zaczyna jeździć w tereny albo pracuje z młodym, niedoświadczonym koniem.

A co do wczorajszego incydentu, to tego człowieka nie chciałabym spotkać nigdzie – ani w lesie, ani na drodze, gdy będzie jechał swoim motorem czy samochodem i z zemsty, powiedzmy, za zbyt wolne, jego zdaniem, ruszenie spod świateł, natychmiast zajedzie Ci drogę i nagle wciśnie hamulec. To ten typ. Choć – mimo wszystko – warto rozmawiać…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wykorzystujemy pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Więcej informacji w Polityce Prywatności

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close