Koń, jaki jest, każdy widzi?

Benedykt Chmielowski – osiemnastowieczny ksiądz katolicki w pierwszej polskiej encyklopedii postanowił zmierzyć się z opisaniem rzeczy w świecie mniej lub bardziej znanych –  „mądrym dla memoryału, idiotom dla nauki, politykom dla praktyki, melancholikom dla rozrywki erygowana”… Skrupulatny encyklopedysta w rozdziale „O zwierzętach” pod hasłem „Koń” nie popisał się jednak zbytnią erudycją, podając swoim czytelnikom takie oto sformułowanie: „Koń, jaki jest, każdy widzi”… Zwrot jednak przeszedł do języka jako cytat i w ten oto sposób nic nie znacząca wzmianka Chmielowskiego stała się inspiracją do dzisiejszego wpisu.

Od dawna zastanawia mnie bowiem jedna rzecz… Czy cechy, jakie przypisuję mojemu koniowi, który – jaki jest, każdy przecież widzi – są wyłącznie projekcją moich osobistych uczuć do niego, czy też naprawdę je posiada? Ciągle przecież wydaje mi się, że Spartan jest zwierzęciem wyjątkowym, ze swoją skomplikowaną osobowością, trudnym charakterem i repertuarem niezwykłych zachowań. Wiem też, że swoje pierwsze osiem lat życia Spartan spędził wśród ludzi, przez których nie był lubiany, co więcej – pozbyto się go bez cienia żalu czy wątpliwości… Dlaczego jedni widzieli w nim wyłącznie jego cechy negatywne, nie dając mu najmniejszej szansy, by pokazać swoją lepszą stronę, dla mnie zaś stał się przyjacielem, z którym potrafimy pokłócić się i pogodzić, a przy tym godzinami być ze sobą i jest nam dobrze!

IMG_3607

 

Czy da się w ogóle obiektywnie opisać zwierzę? Na przykład, konia? Według mnie, nie. Często bowiem słyszymy, że ten oto koń jest, powiedzmy, spokojny. Wsiadamy, i rzeczywiście, nie sprawia w trakcie jazdy większych problemów. Nie kręci się przy wsiadaniu – stoi ze spuszczoną głową i czeka na sygnał do ruszenia. Poprawnie reaguje na pomoce, nie bryka, nie płoszy się, nie rży do reszty stada. Koń-ideał. Tyle tylko, że nie widzimy w tym koniu żadnych, ale to żadnych emocji – ani radości, ani niezadowolenia. Jest wobec nas i wobec świata całkowicie obojętny, jakby ktoś go wyłączył na godzinę. A więc pomiędzy określeniem „spokojny” a „zrezygnowany” widziałabym cienką granicę. Większość koni, zwłaszcza tych dużo pracujących pod różnymi jeźdźcami, uczy się „wyłączać” na czas pracy. Wykonuje polecenia jeźdźca, lecz nie okazuje żadnych emocji. Na koniec tak samo obojętnie przyjmują poklepanie po szyi czy nawet marchewkę. I wraca na padok czy do stajni.

Takie konie zazwyczaj do końca swoich dni pracują w rekreacji. Tak też mogło być w przypadku Spartka – wszak idealnie pasował do pracy pod dzieciakami ze względu na swoją umiarkowaną wysokość w kłębie i – wydawałoby się – huculskie, czyli dość spokojne, usposobienie. I tu, jak to się mówi – „świat się pomylił”…

Mogę tylko przypuszczać, jak wyglądały początki Spartkowego życia. Urodził się najprawdopodobniej w Ksawerowie w niedużej stajni przyparafialnej. Niestety, źrebaczków podobno rodzi się w tym miejscu sporo, a ich wychowaniem zajmują się przeważnie dzieci, pomagające w stajni w zamian za jazdę. O tym, jak się pracowało z końmi w tej stajni, dowiedziałam się z wątku na re-volcie, szukając informacji o przeszłości Spartana. Tamże trafiłam na filmik z tego ośrodka, przedstawiający przyuczenie konia do bryczki… ( W 18-tej sek. filmu Eryka, prowadzona korytarzem, mija boks z tabliczką „Spartan” – i nawet widać w nim plecy mojego Spartka!!! A zatem w 2010 roku Spartek był jeszcze w Ksawerowie. Wreszcie udało mi się odtworzyć jego biografię).

Czy w ten sam sposób mój Spartan mógł być zajeżdżany?

Na samą myśl o tym przechodzą mnie dreszcze… Tak czy inaczej, gdy Spartek miał trzy czy cztery latka i pewnie już chodził pod siodłem, sprzedano go do innego ośrodka rekreacyjnego, również do pracy głównie pod dzieciakami…

Gdzie się nauczył wyrywać? Buntować? Uciekać? I nienawidzić ludzi? Odkąd poczytałam o jego miejscu urodzenia, a potem na własne oczy zobaczyłam, ile godzin pracował pod siodłem w miejscu, skąd go kupiłam, doszłam do wniosku, że tylko koń mechaniczny by się nie zbuntował!

Na szczęście, drugi ośrodek wystawił Spartka na sprzedaż. Robił się coraz bardziej niebezpieczny pod siodłem, zrzucał, brykał, ponosił, a przy tym coraz bardziej zamykał się na świat. Wyobraźcie sobie, że przez pierwsze pół roku, gdy podchodziłam do Spartkowego boksu – zazwyczaj z marchewką czy jabłkiem, koń odwracał się i chował łeb w najdalszym kącie, tak, by nie widzieć i nie słyszeć zbliżającego się człowieka! Okazuje się, że wcześniej był strasznie nielubiany przez właścicieli ośrodka, instruktorów, stajennych, jeźdźców. Nie poddawał się, wciąż próbował walczyć, więc – na szczęście – został wystawiony na sprzedaż. Przynajmniej za to jestem tym ludziom wdzięczna… Bo ileż takich koni kończy swoje życie w rzeźni… Nie da się ukryć, że ktoś jednak czuwał nad losem Spartka.

A teraz wracając do głównego tematu mojej opowieści. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem księdza Benedykta! (Nota bene, właśnie zdałam sobie sprawę, że wciąż pojawia nam się w tej opowieści wątek kościelny… Spartku, wybacz, już nie będę do tego wracać). Jest dokładnie odwrotnie – Koń jest taki, jakim Jego ktoś widzi! Taki, na ile ktoś chce zobaczyć, poznać, odkryć jego osobowość! Na ile ktoś w ogóle chce widzieć w nim istotę czującą, myślącą, podejmującą swoje decyzję. Nie ma po prostu koni… Są konie nieodkryte, takie, z którymi nikt nie próbował nawiązać żadnych relacji, nie próbował rozmawiać i rozumieć.

I całe szczęście, że w miejscach, gdzie przebywał wcześniej Spartek, on się nie poddał! Że dawał popalić, nawet za cenę swojej zszarganej opinii – „głupi, złośliwy, wredny, niebezpieczny”. Sam go takim zrobiłeś, człowieku! A jaki on tak naprawdę jest, to widzę dopiero teraz, po kilku latach naszej wspólnej drogi. Dla mnie jest wyjątkowy. Amen.

4 Comments on “Koń, jaki jest, każdy widzi?

  1. Irina. Jak zwykle jesteś the best?. Zarówno w tym jak piszesz jak i w swojej cierpliwości i pracy ze Spartkiem. Szczerze podziwiam. Miał chłopak szczęście

  2. Dziś znalazłam bloga i bardzo się cieszę! Podobnym przypadkiem jest mój hucułek.

    • Cieszę się, jeśli nasze historie w jakiś sposób Was zainspirują, może w czymś pomogą, a może – po prostu pozwolą złapać dystans do niektórych sytuacji, z jakimi muszą się zmierzyć właściciele wesołych hucułków 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wykorzystujemy pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Więcej informacji w Polityce Prywatności

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close