GŁOS WOŁAJĄCEGO NA PUSTYNI, CZYLI SPRZECZNE EMOCJE I MAŁY HUCULSKI KALKULATOREK…

Nadeszła kolejna wiosna, co – jak wiecie – w naszym przypadku zawsze zwiastowało pojawienie się kłopotów… Przede wszystkim, kłopotów ze sprowadzeniem Spartka z padoku. Rokrocznie przegrywałam z pierwszą nieśmiałą trawką, z pasącym się w najdalszej części łąki stadem, ze Spartkowym narowem i jego wrodzonym i przez lata praktykowanym lenistwem… Ilość smakołyków, jakie zawsze miałam przy sobie w mojej „magicznej torebeczce”, nie miała większego znaczenia. Mogłam nagradzać konia co kilka kroków przy moim ramieniu, ale gdy uznawał, że odległość od reszty koni przekroczyła granice, przez niego akceptowalne, robił w tył zwrot i wracał do stada. Ale o tym już wiecie, Drodzy Przyjaciele Spartana. portret_spacerPięć wiosennych sezonów, jakie mamy za sobą, nauczyły mnie umiarkowanego optymizmu i wielkiej powściągliwości w planowaniu naszych treningów. W tym roku obchodzimy naszą szóstą wspólną wiosnę… I – odpukać w niemalowane – na razie wygląda na to, że w moich relacjach z hucułem zaszły ogromne zmiany! I nie spieszyłabym się z opowiadaniem Wam o tym, gdyby nie historia, jaka wczoraj nam się wydarzyła. Niby nic wielkiego, ale wczoraj podczas sprowadzania Spartana z najodleglejszej części pastwiska, spod samej asfaltówki, gdzie została reszta stada, miałam okazję obserwować wewnętrzną walkę, jaką stoczył mój hucuł. To było tak niezwykłe… Naprawdę żałuję, że nie miałam możliwości nagrania całej sytuacji. Z drugiej strony, „odpalanie” komórki, nagrywanie i te wszystkie moje dodatkowe ruchy mogłyby kompletnie zmienić przebieg zdarzenia, więc może to i dobrze. Dlatego też chcę to jak najdokładniej opisać, by nie umknął mi żaden szczegół… By kiedyś, gdy będziemy ze Spartkiem na emeryturze, a nasz blog wciąż będzie istniał, zajrzeć tu i powspominać, jakie to dziwne rzeczy mieliśmy okazję razem przeżyć.

A więc wczoraj przytargałam na ujeżdżalnię cały nasz ekwipunek, rozstawiłam pachołki, pokrzątałam się chwilę, obserwując pasące się daaaaaaleko konie, powzdychałam, ponarzekałam na swój los, stoczyłam wewnętrzny dialog („Iść czy nie iść po konia? Przecież jest bardzo daleko… I mają tam trochę trawy… I jak bardzo nie chciałabym się rozczarować, gdy znów wybierze nie mnie… Oj oj oj, co to będzie… Ufff… jednak trzeba dać nam szansę… Idę…”), wzięłam kantar i długa linę, odpaliłam Endomondo i poszłam po Spartka. Stwierdziłam, że tym razem zastosuję wszystkie zasady, jakich uczyła mnie kiedyś Kasia Ściborowska – dotyczące nawiązaniu dialogi z koniem, zanim podejdzie się do niego na pastwisku i założy mu kantar. A więc szłam sobie niespiesznie w kierunku stada, tak spokojna i odprężona, jak tylko się da. Lina z kantarem ciągnęły się za mną po ziemi, a ja obserwowałam mojego konia z bardzo daleka. Gdy tylko uniósł głowę, by sprawdzić, kogo diabli niosą, natychmiast się zatrzymałam i delikatnie ustawiłam się bokiem do konia, sygnalizując tym samym, że ja też widzę, że on widzi. Stałam półobrotem do Spartka, zerkając ukradkiem, czy wciąż na mnie patrzy, czy też wrócił do skubania trawy. Gdy znów schylił głowę, ponownie rozpoczęłam niespieszny marsz w jego stronę, zbliżając się trochę po łuku. Po chwili znów podniósł głowę i gdy się znów zatrzymałam lekko odwrócona, zobaczyłam, że ruszył w moją stronę.  Miał do pokonania jakieś trzysta metrów, ja zaś spokojnie czekałam na niego, nie robiąc już w stronę Spartka ani kroku. Co prawda, rzecz jasna, nie wytrzymałam i gdy był kilkadziesiąt metrów ode mnie, zaczęłam go chwalić – „Braaaaawo, kooń!”. Słysząc pochwały, Spartek przyspieszył i zachrumkał z zadowolenia, spodziewając się nagrody. Stałam niewzruszona, czekając aż podejdzie. Gdy dzieliło nas może z dziesięć metrów, Spartan się zatrzymał i obejrzał. Zdziwiony, że żaden koń ze stada, ani nawet jego ukochany kompan Czesław, nie ruszyły za nim, musiał się chwilę zastanowić. „I la boga, trochę się zagalopowałem, stado zostało pod asfaltówką, i to nie jest dobrze – myślał sobie Spartek. – Ale jest pańcia i gdzieś tam pod stajnią, zdaje się, że ćwiczy Asiek, więc może nie zginiemy”… Tak chwilę rozważał i znów ruszył w moim kierunku.  Za moment już był tuż obok, chwilę pochrumkał i nadstawił łeb do założenia kantara. Rzecz jasna, nagrodziłam konia, choć wciąż nie miałam pewności, czy uda nam się zajść tak daleko, jak bym chciała, czyli aż na ujeżdżalnię. Spartek ochoczo ruszył za mną. Szedł i – zdaje się – że rozpierała go radość. Wiedział, że czeka nas parę godzin wspólnie spędzonego czasu. Z tą myślą chętnie dreptał tuż przy moim ramieniu. Jednak po kolejnych kilkudziesięciu metrach nagle się zatrzymał, obejrzał i zarżał do koni. Stado nie spieszyło z odpowiedzią. Właściwie – to kompletnie jego wołanie zignorowało. „Jestem tuuuu! Gdyby ktoś mnie szukał! – krzyczał Spartek. Byłam tak ciekawa, jak zakończy się ta nasza wspólna wędrówka, że nawet przez moment nie pomyślałam, że mogę wrócić sama. Po prostu obserwowałam, uśmiechałam się do konia i mówiłam, że jest mądry i dzielny! Spartek ruszył dalej, rżąc już znacznie ciszej, tak jakby trochę do siebie. Przy okazji próbował dostrzec na końcu ujeżdżalni, tuż pod stajnią Asiulka – jego najlepszego końskiego przyjaciela w całym stadzie. Za chwilę więc usłyszałam ponownie głośne rżenie – tym razem ewidentnie skierowane do Aśka. „Idę!!! Jesteś tam???? – słyszałam w jego wołaniu. – Odezwij się, bo nie chcę iść w PRÓŻNIĘ! No powiedz, że tam jesteś!!!”. Niestety, Asiek również zignorował wołanie Spartana… Nie otrzymał wsparcia od żadnego z koni, nie towarzyszył nam tym razem Czesiek… Zdaje się, że to zostało idealnie rozegrane przez stado. „Zaufaj wreszcie Człowiekowi, Głupcze!” – tyle odczytałam w końskim milczeniu. Mam nadzieję, że Spartek też tak to odebrał…

Szliśmy dalej, wciąż razem, a ja słuchałam cichego Spartkowego marudzenia. Raz wydawał z siebie ciche wołania, a za moment rechotał do mnie, oczekując pochwały i nagrody za to, że tak dobrze sobie radzi. Tym razem to On toczył swój wewnętrzny dialog… Ja starałam się nie przeszkadzać, jednak wspierałam pochwałą i czasem smakołykiem kolejne żwawo pokonane odcinki w kierunku ujeżdżalni. Za to, że oglądał się na konie i czasem je wołał, ale coraz bardziej „pod nosem”, w żaden sposób go nie upominałam. Nie skracałam liny, nie szturchałam, nie mówiłam „Nie!”… Szczerze? Gdzieś w środku byłam spokojna, że tym razem mnie nie opuści. Że da sobie radę. I tak też się stało! Doszliśmy razem na ujeżdżalnię, zostawiając całe stado pod asfaltówką.polne drogi3

Zastanawiam się, czy obecność Aśka na drugim, odległym końcu ujeżdżalni była decydującym czynnikiem w naszym sukcesie? Czy tylko nagrodą i miłą niespodzianką dla Spartka? Ot, pytanie… Tak czy inaczej – wczoraj mogłam sekunda po sekundzie, metr po metrze obserwować, jak sprzeczne i silne emocje targają moim koniem, gdy musi pokonać swój instynkt stadny.

Kiedyś potrzeba bycia w stadzie i chęć powrotu do koni były silniejsze od nagród, kar, wędzideł, przeróżnych sposobów i patentów, jakie przez lata były na Spartku wypróbowane. Prawie SZEŚĆ LAT budowania w koniu pozytywnych emocji, związanych z człowiekiem, z pracą, ze wspólnymi spacerami, z bycia razem. Tyle nam to zajęło! I być może zajmie drugie tyle, by spokojnie razem wyruszyć w nasz pierwszy samotny teren! Jak już kiedyś wspominałam, negatywne zmiany, niestety, mogą nastąpić w psychice zwierzęcia błyskawicznie! Jedno niefortunne zdarzenie, jedna przykra sytuacja – i mamy problem utrwalony natychmiast i na wiele lat! Niestety, naprawienie tego, a więc zbudowanie w naszym zwierzęciu nowych, pozytywnych skojarzeń z daną sytuacją, a przede wszystkim – pozytywnych emocji z nią związanych, zajmie LATA! Przekonałam się o tym na przykładzie psów i przede wszystkim – Spartka! Nasza historia nauczyła i wciąż uczy mnie cierpliwości i zdrowego rozsądku! A, szczerze mówiąc, brakowało mi zawsze i jednego, i drugiego. Wiem na pewno, że w ciągu kilku treningów można poprawić takie rzeczy, jak odejście konia na koło, przejścia do kłusa czy do stój i wiele innych spraw „technicznych”… Nie można jednak w tak krótkim czasie „wyleczyć” końskiej duszy i sprawić, by polubił sytuacje, których niegdyś znienawidził całym swoim sercem. Na to potrzeba będzie LAT, i niestety, rzadko kiedy konie mają szansę, by się zmienić… Rzadko kiedy człowiek daje im czas…

1

Wczoraj wieczorem, już po treningu i długim popasie na łące, odprowadziłam Spartka z powrotem na padok. Wiedziałam, że chce mu się pić i zmierza w kierunku mieszczącej się w narożniku padoku wanny, obstawionej przez „gang łobuzów” – Ilanda, Pipi i Homili… Niestety, Iland w towarzystwie swoich „kobiet” zamienia się w tyrana i potrafi pogryźć i skopać słabsze konie, a już idealną do tego okazją jest koń przy wodopoju. Zmartwiłam się. Wiedziałam, że Spartek będzie próbował się napić, a gang będzie go atakował. Długo się nie zastanawiając, wzięłam bacik i poszłam osłonić swojego hucuła przed łobuzerią. Stanęłam pomiędzy Ilandem a ścieżką do wody, podczas gdy Spartek  stał w odległości kilku metrów ode mnie i czekał na sygnał, że może ruszyć. Upewniłam się, że Iland nie podejmie próby ataku i pokazałam Spartkowi, że może iść. Ruszył szybciutko, napił się w spokoju, wiedząc, że go osłaniam. Swoim zwyczajem na koniec nabrał pełne usta wody i podszedł do mnie. Zarechotał z wdzięczności i całą mnie przy okazji oblał. I razem poszliśmy jak najdalej od Ilanda i jego babińca… Poczułam, że rozumiemy się ze Spartkiem prawie bez słów… Albo inaczej – ja gadam dużo, ale nie przeszkadza to koniowi, by mnie rozumieć… Czułam wczoraj ogromną satysfakcję, że i ja mogłam tak po-końsku pomóc mojemu hucułowi… Jestem przekonana, że wpisał ten mój uczynek do swojego huculskiego kalkulatorka, gdzie wciąż prowadzi skrupulatne obliczenia zysków i strat, wynikających z obcowania z człowiekiem…

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wykorzystujemy pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Więcej informacji w Polityce Prywatności

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close