Początek naszej historii o “wpadkach”, które zazwyczaj się nie zdarzają znajdziesz tutaj: Nie będziemy czekać na Pendolino, czyli O rzeczach, które zazwyczaj się nie zdarzają…
Jak już pisałam wcześniej, staram się z wręcz paranoiczną dokładnością sprawdzać wszystko, co znajduje się końskim otoczeniu. Ale na nic to, bo Spartek i tak zawsze znajdzie sposób, by na własne życzenie wpakować się w tarapaty.
Kolejna historia przydarzyła nam się jakieś półtora roku temu w Szinuku. Przyszykowałam konia na trening i spokojnie czekałam z osiodłanym Spartkiem na trenerkę. Udało nam się tamtego dnia nadzwyczaj szybko się sprowadzić, wyczyścić i przygotować się do jazdy. Staliśmy na środku pustej ujeżdżalni, wokół – żywego ducha. Cisza, spokój, piękne słoneczne popołudnie. Miałam właśnie dzwonić do Gosi – naszej trenerki, że jesteśmy gotowi. Tak się umówiłyśmy, że jak się przyszykujemy, to puszczę sygnał. Próbowałam właśnie wygrzebać telefon ze swojej torebki, przewieszonej przez ramię. Koń stał parę metrów przede mną, a ja lekko trzymałam wodze w jednej ręce. I nagle widzę – Spartek, najwyraźniej z nudów, sięgnął zębami do lewego strzemienia. Lubił nieraz tak zrobić – nie znosi bezczynności. Jego huculski umysł ma bodajże tylko dwa tryby działania – skierowane albo na jedzenie, albo na tzw. “głupie pomysły”. O niektórych z nich pisałam już wcześniej – Spartan i sudoku…
No więc ta chwila bezczynności sprawiła, że poszukał sobie zajęcia, zresztą najgłupszego z możliwych. Bawił się więc lewym strzemieniem, aż chwycił je dość mocno zębami i pech chciał, że strzemię zablokowało mu się w paszczy – zahaczyło i tylne zęby i koń został zablokowany w pozycji mocno wygiętej, z szyją wykręconą w lewą stronę, bez możliwości jakiegokolwiek manewru. Gdy spojrzałam na konia, tkwił w tej dziwnej pozycji, złożony wpół i właśnie zaczął tracić równowagę. Próbował się szarpać, ale skutek był taki, że coraz bardziej przechylał się na drugą stronę i za chwilę runąłby z siodłem na ziemię… Natychmiast chwyciłam mocniej wodze i z całych sił próbowałam utrzymać go w pozycji stojącej. Spanikowałam… Trzymałam go i darłam się wniebogłosy, próbując ściągnąć pomoc. Wiedziałam, że jak się przewróci, wpadnie w jeszcze większą panikę i może zrobić sobie krzywdę. Właściwie, to już zrobił… Niestety, moje rozpaczliwe krzyki nie zostały usłyszane… Pomagałam mu, jak mogłam, wisząc na wodzach całym swoim ciężarem, by tylko nie upadł, lecz w takiej pozycji, przy mocno szarpiącym się koniu, nie miałam żadnych szans, by wydobyć strzemię z końskiej paszczy. Utknęło mocno w szczelinie między zębami… Im bardziej się szarpał, tym mniej było szans, by Spartkowi pomóc. W pewnym momencie zabrakło mi sił. Trzymałam go, ale w oczach miałam już łzy – nie czułam rąk, nóg, tylko pulsującą krew, która nagle napłynęła mi do głowy… W tym momencie, gdy już widziałam wszelkie możliwe skutki spartkowego upadku – ze złamanym karkiem włącznie, koń się uspokoił. Przestał próbować uwolnić się od żelaza z zębach, przestał się szarpać i niebezpiecznie przechylać się na drugą stronę. Wtedy mogłam mu pomóc! Błyskawicznie wydłużyłam puślisko i trzęsącymi się rękami wydobyłam tkwiące za tylnymi zębami strzemię. Ufff….. Spartan opuścił głowę. “Coś ty najlepszego wymyślił, głuptasie?” – wtulił łeb we mnie i ciężko oddychał. Po chwili się otrząsnął, a ja zaczęłam masować mu szyję. Na pewno musiała go boleć. Po chwili nadeszła Gośka, a ja – wciąż przejęta – opowiedziałam jej o całym zdarzeniu. Nie pamiętam, czy miałam tego dnia trening. Chyba tak, ale reszty tamtego dnia nie potrafię sobie przypomnieć. Teraz, jak koń jest osiodłany, nie spuszczam z niego oka. Wątpię, by uczył się na błędach, bo kilkakrotnie widziałam, że znów sięga po strzemię. Próbuję wybić mu to z głowy, ale chyba domyślacie się, z jakim skutkiem…
Dosłownie parę miesięcy później przydarzyła nam się kolejna przykra historia… Również byłam sama na terenie stajni, więc po raz enty musiałam sobie poradzić, ratując Spartka z tarapatów. A więc była niedziela i tego dnia wszystkie konie stały w stajni. Przyjechałam pod wieczór i postanowiłam wyprowadzić Spartka na lonżownik i chwilę popracować. Jak się okazało, zadanie to nie było łatwe. Gdy reszta stada jest w stajni, to Spartan – choćby nie wiem, jak bardzo chciał pochodzić po trawce, nie zgadzał się na opuszczenie boksu. To znaczy – wychodził ze mną parę metrów poza stajnie i – w tył zwrot, strzała z powrotem. Parkowanie w boksie i mogłam zaczynać od początku. Po kilku nieudanych próbach wyprowadzenia go na zwykłym, a następnie – sznurkowym kantarze, stwierdziłam, że tym razem się nie poddam! Nie ma mowy! Cóż to jest strasznego pójść jakieś 15-20 metrów od wejścia do stajni i popracować pół godziny “w samotności”. Piszę “w samotności”, bo – jak widać – mojego towarzystwa Spartek niejako nie brał pod uwagę. “O, nie, gagatku, zatem dojdziemy tam na ogłowiu z wędzidłem”.
Założyłam Spartkowi ogłowie z wędzidłem “z wąsami” – takim, jak na obrazku powyżej. Wąsy jakoby mają zapobiegać przemieszczaniu się wędzidła w końskim pysku. Jakoby… Po założeniu wędzidła i wyprowadzeniu Spartka przed stajnię udało nam się przejść ponad połowę drogi do lonżownika, po czym koń się wyrwał i zaciągnął mnie prawie do samej stajni… Prawie, bo tym razem zdążyłam zahaczyć liną i słup, więc udało mi się zatrzymać Spartka tuż przed wejściem na korytarz stajenny. Obrócił się na mnie, spojrzał ze zdziwieniem. Jednak wędzidło plus moje sprytne zawinięcie liny o słup sprawiły, że poczuł pewną “niewygodę”. Zawróciłam go po raz kolejny w kierunku lonżownika i, zdawałoby się, tym razem pójdzie gładko, gdy tuż przed wejściem na lonżownik Spartan zaczął się wyrywać, ja trzymałam go mocno, a on, machając głową i kręcąc nią na wszystkie strony, na dodatek z otwartym pyskiem, nagle zamarł. Natychmiast zobaczyłam, że wędzidło jednak przesunęło mu się od tego ciągłego szarpania, i długi wąs utknął w pysku – dokładnie w poprzek, wciskając się końcówkami w górne i dolne podniebienie. Pysk miał otwarty bardziej, niż podczas robienia zębów, a na dodatek – z pewnością było to bolesne. Nie miałam co wołać o pomoc, bo byłam sama. Przeklęłam w myślach, że założyłam koniowi ogłowie, i tym razem, starając się zachować spokój, zaczęłam wydobywać wędzidło z pyska… Spartek stał spokojnie, chyba zdając sobie sprawę, że tym razem przegiął… Gdyby spróbował zamknąć pysk, wąsy mogły uszkodzić mu żuchwę. Cała operacja wydobycia Spartka z tej katastrofalnej sytuacji zajęła mi około minuty czy dwóch. Przy absolutnej jego współpracy. Gdy już było po wszystkim, chybcikiem zaprowadziłam go na lonżownik, obejrzałam, czy nic mu nie jest i zaczęliśmy pracować. Rżał do reszty koni, miotał się i znów lekceważył moja obecność, ale zrobiłam to, co miałam do zrobienia tamtego dnia. Po jakimś czasie względnie się uspokoił, zaczął poruszać się z opuszczoną głową, pracując na kołach na wolności i – co najważniejsze – spokojnie, na zwykłym kantarku wróciliśmy do stajni. Natychmiast zrezygnowałam z używania wędzidła z wąsami… Zresztą, staram się nie używać żadnego, a jeśli już, to zabezpieczam wędzidło przed przesuwaniem się w końskim pysku za pomocą dodatkowego paska, który podpinam od dołu, tak by nie miało najmniejszej możliwości przemieszczania się w prawo czy lewo w końskim pysku.
Widzę wyraźnie, że nadmiar sprzętu prowokuje Spartka do głupich zachowań. I o ile nie mogę zrezygnować ze strzemion, to z wędzidła – na pewno. I mam nadzieję, że wkrótce zupełnie nie będzie nam potrzebne. Na razie trzymam ogłowie wędzidłowe wyłącznie z myślą o pierwszych wypadach w teren, które, mam nadzieję, wkrótce nadejdą i przekonam się, że nawet w terenie koń lepiej sobie radzi bez żelaza w pysku…
Wykorzystujemy pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Więcej informacji w Polityce Prywatności
The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.
Najnowsze komentarze