Cały Spartan, czyli krótko o tym, jak znów nam się nie udało…

Często ostatnio wracam myślami do lat mojego dzieciństwa, wspominam to i owo, a temat zasadniczy tego bloga, czyli tytułowe „spartańskie wychowanie”, można by rzecz, leży i kwiczy 🙂

Otóż czas najwyższy powiedzieć, na czym polega największy problem ze Spartkiem i dlaczego kolejne próby jego wychowania kończą się fiaskiem. Spartan jest koniem, który pewnie jeszcze w okresie dorastania nauczył się wyrywać przy prowadzeniu. Myślę, że każdy koń próbuje kiedyś tej sztuczki. I jeśli prowadzący konia człowiek zdoła go utrzymać i postawi na swoim, takie zachowanie z pewnością ma mniejsze szanse na powtórzenie. Jeśli zaś koniowi się uda, to szybko zacznie je powtarzać, aż w końcu może ono przerodzić się w narów. Mam podejrzenie, że tak było ze Spartkiem. Nie znam warunków, w jakich mój koń dorastał i pobierał pierwsze nauki bycia z człowiekiem . Domyślam się, że był uroczym, niezbyt dużym źrebakiem, za którym przepadały dzieci. Niewykluczone, że właśnie z nimi zaczął próbować swoich sił. Dzieciaki puszczały uwiąz, konik biegł, gdzie nogi poniosą. Dużo śmiechu, trochę zabawy i przekomarzania się z młodym hucułkiem, ku uciesze rodziców. Tak to sobie wyobrażam, a jak było naprawdę, tego nie wiem.

Prawda jest taka, że kupiłam konia znarowionego i kompletnie pozbawionego szacunku do człowieka. Początkową niechęć Spartana wobec ludzi powoli udało nam się przezwyciężyć, lecz największy problem – wyrywanie się przy prowadzeniu – niestety pozostał…

Próbowaliśmy naprawdę wszystkiego. Problem udało się rozwiązać, powiedzmy, połowicznie, a dokładniej rzecz biorąc następująco: przez połowę roku ze Spartanem można jako tako się dogadać – i jest to sezon zimowy, przez drugą połowę – rzecz jasna, sezon letni, można śmiało wyjeżdżać na długie wakacje i dać sobie z nim spokój. Jako że mamy początek lata, chyba możecie się domyślić, na jakim etapie jesteśmy w tej chwili…

Pod koniec kwietnia, kiedy znów nie mogłam sprowadzić konia z padoku, przeżyłam ciężkie chwile. Przecież przez kilka zimowych miesięcy Spartek czekał na mnie przy bramie, rżał na powitanie, cieszył się na nasze wspólne wyjście i niezbyt ciężką, ale jednak pracę na lonżowniku czy ujeżdżalni. Naiwnie wyobraziłam sobie, że problem wreszcie udało się rozwiązać i mam konia, chętnego do współpracy. Wspomnę tylko, że w codziennej obsłudze stajennej też nie było większych problemów… Albo inaczej, były, ale sporadycznie.

Jak tylko pojawiła się pierwsza trawka, Spartan wrócił do swoich przyzwyczajeń. W weekend majowy przy jednej z prób jego sprowadzenia wyrwał się mi się chyba z dziesięć razy… Nawet nie poczułam złości, tylko ogromny smutek…. Niełatwo jest pożegnać się ze złudzeniami… W próbach siłowego rozwiązania problemu człowiek z góry jest skazany na porażkę. Kolec? Wędzidło? Niegdyś wypróbowane, czasem skuteczne, jednak stosując tego typu metody poskromienia złośnika, wkraczamy na wojenną ścieżkę… Koń sprowadzony z łąki i na siłę, wbrew jego woli oddzielony od koni, zazwyczaj jest trudny do opanowania. Rży i wyrywa się już na ujeżdżalni i nawet osiodłany potrafi zaprezentować prawdziwe rodeo – z brykaniem, próbą zrzucania siodła, strzelaniem z zadu itd…  Oczywiście, nigdy się nie pozwala koniowi postawić w tej dyskusji przysłowiową „kropkę nad i”. Różnymi sposobami, z ziemi lub z siodła, staramy się wtedy utemperować psotnika i, mimo wszystko, zakończyć spotkanie akcentem pozytywnym. Jednak trzeba przyznać, że współpraca ze Spartkiem wymaga naprawdę wiele cierpliwości i zdecydowanie uczy pokory.

Pokora pokorą, a w weekend majowy przeżywał prawdziwe upokorzenie… Na oczach wielu osób przebywających akurat na terenie stajni, Spartek zaprezentował cały repertuar swoich zachowań niepożądanych. Tego dnia, wracając ze stajni, próbowałam przyjąć do wiadomości, że tak już jest i inaczej nie będzie… Nie muszę co drugi dzień pędzić pięćdziesiąt kilometrów do stajni – przecież nikt tam na mnie nie czeka! Nie cieszy się na mój widok, nie chce spędzić ze mną ani chwili… Nie jestem mile widziana… Przykre, prawda?

Przez kolejnych parę tygodni próbowałam się z tym pogodzić i spróbować doszukać się w danej sytuacji chociaż jednej rzeczy pozytywnej. Przyznam, że łatwo nie było. Całe moje koniocentryczne jestestwo domagało się innej formy realizacji – i wtedy właśnie pomyślałam o założeniu bloga. Czego jak czego, ale pisania o nim Spartek nie może mi zabronić! Będę pisała o wszystkim, co jest dla mnie ważne, czego na co dzień nie mam komu albo po prostu nie umiem opowiedzieć. Pomyślałam też, że dobrze byłoby umieszczać na tym blogu filmiki z życia koni, przedstawiające np. ich stadne zachowania, relacje między poszczególnymi osobnikami czy inne interesujące momenty z końskiego życia. Oczywiście, pierwszym tematem nagrań miało być nasze „nieszczęsne” wyrywanie się. Swoją drogą, nie znalazłam w Internecie żadnych nagrań filmowych, przedstawiających ten problem. Opisów też nie jest zbyt wiele.  Konie rzadko wykazują aż tyle determinacji w tego typu zachowaniach i zazwyczaj daje się je oduczyć tego przykrego nawyku. Może dlatego problem nie został jeszcze ani szczegółowo przedstawiony, ani opisany?

Tak więc minionej niedzieli miałam wyjątkową okazję do sfilmowania Spartkowego zachowania. W wyprawie do stajni bowiem postanowił mi towarzyszyć mąż, uzbrojony w statyw oraz nowy aparat fotograficzny z rewelacyjną kamerą. Ponieważ przez ostatnie sześć tygodni Spartan ani razu nie dał się sprowadzić z padoku „po dobroci”, wyrywając się za każdym razem, aż w końcu zakładano mu na pysk pętlę z liny, która zaciska się przy próbie wyrwania, byłam absolutnie pewna, że wrócimy ze stajni bogatsi o piękny materiał filmowy.

Poprosiłam  Mateusza, by stanął z kamerą w odległości około dziesięciu metrów od wyjścia z padoku, i poszłam po Spartka. Nauczona gorzkim doświadczeniem, wskazałam nawet miejsce – jakieś 4-5 m od bramki, w którym Spartan wyrwie się po raz pierwszy. Niestety, ostatnio nie udawało nam się zajść ani o centymetr dalej.

Spartek bez problemu dał sobie założyć ogłowie i przypiąć linę, po czym chętnie ruszył do wyjścia. Było miło, ale zazwyczaj taki początek wcale nie gwarantował szczęśliwego finału. Wyszliśmy przez bramkę i ruszyliśmy korytarzem między padokami w kierunku ujeżdżalni.

vlcsnap-2016-06-12-23h15m34s616

Foto 1: Jak widać, obyło się bez walki  – Spartan grzecznie czeka, aż uporam się z zamknięciem padoku.

vlcsnap-2016-06-12-23h15m56s497

Foto 2: Odciągnięty z trawki, rosnącej tuż przy ogrodzeniu, Spartan rusza w moim kierunku.

vlcsnap-2016-06-12-23h16m16s146

Foto 3: Nie zaszliśmy jeszcze tak daleko, żeby aż tak się cieszyć – na mojej twarzy rysuje się jednak zadowolenie 🙂 Spartek już wypatrzył kamerę i zerka na nią, próbując ocenić stopień potencjalnego zagrożenia.

vlcsnap-2016-06-12-23h16m24s785

Foto 4: Zbliżamy się do punktu, w którym zazwyczaj koń robi w tył zwrot i ucieka pod bramę padoku. Pamiętam, że jakoś w tym momencie uprzedziłam Mateusza, by uważał, bo „zaraz się wyrwie”.

vlcsnap-2016-06-12-23h16m36s869

Foto 5: No i rzeczywiście, parę metrów dalej Spartek miał taki zamiar – na zdjęciu widać, że chętnie by poszedł już z powrotem. Nie musiałam jednak go długo przekonywać – po chwili zawahania się koń poszedł za mną dalej…

vlcsnap-2016-06-12-23h17m04s155

Foto 6: Tu mieliśmy następny moment, kiedy Spartek próbował się „wymigać” – i znowuż, uruchomiłam gagatka za pomocą cs-a i ruszyliśmy dalej.

vlcsnap-2016-06-12-23h17m44s995

Foto 7: Tuż przy wejściu na ujeżdżalnię – jeszcze nie mogę uwierzyć, że jesteśmy prawie u celu!

vlcsnap-2016-06-12-23h17m53s945

Foto 8: Przechodzimy przez bramkę – niemożliwe!!!

vlcsnap-2016-06-12-23h18m06s026

Foto 9: Koń na ujeżdżalni… Jak, jak to się mogło stać???

Oto fotorelacja, niemalże krok po kroku, naszej drogi z padoku na ujeżdżalnię… Nie wiem, jak Spartan to robi – wyrywa się dzień w dzień przez sześć tygodni z rzędu, nie dając nam najmniejszej szansy na współpracę, a wystarczy że pojawi się człowiek z kamerą i zawsze prezentuje wzorcowe zachowanie! Nie po raz pierwszy przecież próbuję sfilmować jego spektakularne ucieczki przy prowadzeniu! Przez prawie trzy lata kilkakrotnie prosiłam znajomych i przyjaciół, by nagrali te Spartkowe wyczyny. Wiem, że taki materiał przydałby się też mojej przyjaciółce, która prowadzi szkolenia dla jeźdźców. Moglibyśmy też przy pomocy nagrań przeanalizować, jak, w którym momencie koń podejmuje decyzję o ucieczce i jak ewentualnie nauczyć się temu zapobiegać. Jest milion powodów, dla których chciałabym mieć to nagrane! I tylko jeden powód, dlaczego wciąż tych nagrań nie mam – przewrotność umysłu mojego konia! Tego jednego dnia w roku, kiedy jego złe zachowanie byłoby, powiedzmy, mile widziane, Spartan zachowa się wzorcowo.

Jak to mamy rozumieć? Nie potrafię czytać w jego myślach, ale nie mam już najmniejszych wątpliwości, że on czyta w człowieku jak w otwartej księdze…

No i widzicie, miało być krótko, a wyszło jak zawsze 🙂

IMG_0396

0 Comments on “Cały Spartan, czyli krótko o tym, jak znów nam się nie udało…

  1. Naprawdę świetnie się to czyta, podziwiam cierpliwość i wytrwałość. Jak to się mówi, аффтар, пеши есчо 😉 (to była Julia 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Wykorzystujemy pliki cookies do prawidłowego działania strony, w celu analizy ruchu na stronie, zapewniania funkcji społecznościowych oraz korzystania z narzędzi marketingowych. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? Więcej informacji w Polityce Prywatności

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close